Nietrudno zauważyć, że Skyhill powstał z myślą o urządzeniach przenośnych i powinien na nich pozostać.
Nietrudno zauważyć, że Skyhill powstał z myślą o urządzeniach przenośnych i powinien na nich pozostać.
Problemem nie jest jakość samej gry, bo ta stoi na zadowalającym poziomie, ale mobilny rodowód gry Skyhill widać tu na każdym kroku. Począwszy od nieskomplikowanego sterowania przystosowanego do ekranów dotykowych, przez malutkie lokacje ukazane w dwóch wymiarach, aż po ubogą zawartość, którą trzeba sobie dawkować, by okazało się, że całość może zapewnić raptem kilka godzin zabawy. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli podejdziemy do Skyhill jak do przerywnika między większymi tytułami, poczujemy satysfakcję z osiągania kolejnych postępów w rozgrywce, które – co ciekawe - przepadają w momencie śmierci głównego bohatera.
Z krótkiego wprowadzenia zrealizowanego w formie komiksu dowiadujemy się, że nasz protagonista przybył do hotelu Skyhill na kilka dni w interesach. Jako że zajął miejsce dla VIP-ów, znalazł się na samym szczycie tego wieżowca, z którego teraz musi się wydostać, schodząc na parter przez – uwaga – aż sto kondygnacji. Wszystko dlatego, że właśnie doszło do wybuchu broni biologicznej, a spora część mieszkańców naszej planety, w tym oczywiście gości hotelowych, przeobraziła się w krwiożercze monstra. Mężczyzna uznał, że woli zostać zjedzony przez mutanta aniżeli umrzeć z głodu, dlatego też rozpoczyna walkę o przetrwanie, eksplorując kolejne piętra (są one generowane losowo przed każdą sesją) w poszukiwaniu środków niezbędnych do utrzymania się przy życiu.
Każde piętro w Skyhill składa się z trzech pomieszczeń. Oprócz klatki schodowej mamy tu jeszcze dwa pokoje, w których możemy znaleźć przede wszystkim broń, apteczkę, jedzenie, picie czy też dodatkowe przedmioty, które posłużą nam do naprawienia windy czy też wytworzenia zupełnie nowych elementów wyposażenia. Na swojej drodze głównie spotkamy wspomnianych już przeciwników, ale gdzieniegdzie trafimy na postacie niezależne oferujące możliwość wymiany na przykład żywności na apteczkę. Poza tym możemy tutaj również znaleźć audiologi czy też wiadomości, dzięki którym dowiemy się więcej na temat fabuły oraz sytuacji, jaka panuje w samym hotelu, a także na zewnątrz. Nie trzeba tego oczywiście śledzić, by czerpać radość z zabawy, ale twórcy ewidentnie nie chcieli, by ktoś uznał, że historia jest jedynie pretekstem do rozgrywki.
W pierwszym podejściu do gry mamy jedynie dwa poziomy trudności do wyboru: normalny i trudny, ale po jednym zgodnie odblokujemy także łatwy (z czasem dostępna będzie również „ostra jazda”, ale tutaj faktycznie Skyhill jest dużo bardziej wymagające). Stanie się to naprawdę bardzo szybko, bo gra została skonstruowana tak, by nasz bohater ginął wielokrotnie. Przede wszystkim dzieje się tak dlatego, że osoba zasiadająca przed ekranem musi nabrać doświadczenia, nauczyć się poszczególnych mechanik oraz – a jakże – liczyć na łut szczęścia. Autorzy ze studia Mandragora postanowili bowiem, że w Skyhill śmierć ma charakter nieodwracalny. Grę możemy zapisać i wczytać postępy po jej ponownym uruchomieniu, ale jeśli nasz pasek życia spadnie do zera, to nie pozostanie nam nic innego, jak zacząć wszystko od nowa.
Oprócz wspomnianej energii życiowej, którą tracimy głównie ponosząc obrażenia od napotkanych wrogów, w Skyhill niezwykle istotne znaczenie ma także głód. Wyczerpuje się on wtedy, gdy odwiedzamy kolejne pokoje. Głód można oczywiście zaspokoić, jedząc zdobyte czy też wytworzenie posiłki, natomiast życie odnawia się po skorzystaniu z apteczki bądź łóżka, które dostępne jest na samym szczycie hotelu. Nie musimy jednak organizować pieszych wędrówek, bo po uruchomieniu windy bez problemu dostaniemy się do swojego apartamentu. Trzeba mieć jednak na uwadze, że winda nie pozwoli nam od razu zjechać na sam dół, bo musimy ją aktywować na poszczególnych kondygnacjach. Aha, i jeszcze jedno: kiedy śpimy, robimy się głodni.
Wspomniałem już, że Skyhill oferuje system craftingu, ale w zdecydowanej większości przypadków okazuje się on niezbyt przydatny. Broń stworzymy tylko w swoim pokoju, a jeśli chodzi o „szamę”, to lepiej spałaszować coś od razu niż czekać, aż na przykład poza masłem w naszym ekwipunku znajdzie się również chleb. Poza tym sama lista przedmiotów, jakie możemy wytworzyć podczas rozgrywki, nie jest szczególnie obszerna, w efekcie czego crafting okazuje się zbędnym dodatkiem. Ale nie zawsze, bo niejednokrotnie dosłownie potrafi uratować życie. Wrogowie mogą nas na przykład zatruć, co sprawi, że szybciej będziemy tracić życie, więc stworzenie antidotum okazuje się jedynym słusznym rozwiązaniem.
Rura, mop, kij, sztylet… Główny bohater Skyhill próbuje rozprawić się z napotkanymi przeciwnikami niemal wszystkim, co wpadnie mu w ręce. Ale tylko w teorii, bo tak naprawdę warto przywiązać się tu do jednej, może dwóch broni, o ile spełniamy jej wymagania. Gra oferuje trzy statystyki związane z orężem, takie jak: siła, zręczność i szybkość, a dodatkowo pozwala na inwestowanie zdobytych punktów umiejętności w celność. Skoro już o niej mowa, to warto wspomnieć o systemie walki. Poza możliwością zadawania losowych obrażeń, możemy wybrać, jaką część ciała wroga chcemy zaatakować. Im większa szansa na trafienie, tym mniejsze obrażenia, dlatego też musimy zadecydować, czy chcemy zaryzykować.
Z ostatniego na pierwsze piętro można dotrzeć w kilkadziesiąt minut, o ile – rzecz jasna – wszystko pójdzie po naszej myśli. Losowość potrafi tu niekiedy doskwierać, stawiając na naszej drodze zbyt wymagających przeciwników czy też szczędząc nam przedmiotów, które pozwoliłyby zregenerować energię życiową bądź zaspokoić głód. Nawet na łatwym poziomie trudności warto odpowiednio planować swoje kroki, dzięki czemu Skyhill – mimo szeroko pojętej prostoty – jest naprawdę grywalnym tytułem. Grywalność ta zanika jednak w momencie, kiedy decydujemy się na dłuższe sesje, bo wtedy ewidentnie widać, że autorzy przygotowali zbyt mało zawartości. Wrogowie szybko zaczynają się powtarzać, a my nawet nie zwracamy uwagi na to, że pokoje zostały przetasowane po śmierci naszego bohatera.
W związku z powyższym Skyhill idealnie nadaje się do zabawy na kilka, kilkanaście minut. Tak żeby uruchomić grę, przejść kilka pięter i powrócić do niej w następnej wolnej chwili. Dlatego też nie rozumiem, dlaczego autorzy postanowili stworzyć wersje na konsole Xbox One i PlayStation 4 oraz wydać edycję PC. Znacznie lepiej byłoby, gdyby recenzowana produkcja została tam, gdzie zajęła swój żywot, czyli na smartfonach i tabletach z iOS-em lub Androidem. To po prostu zbyt mały tytuł na „duże” platformy i ciężko mu się będzie na nich przebić.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!