Ancient Frontier: Steel Shadows to prosta do opanowania turowa strategia RPG, w której kierujemy flotą kosmicznych piratów.
Ancient Frontier: Steel Shadows to prosta do opanowania turowa strategia RPG, w której kierujemy flotą kosmicznych piratów.
Niezależne studio Fair Weather w ubiegłym roku wydało Ancient Frontier, czyli strategię turową, w której przenosimy się w odległą przyszłość, by eksplorować krańce kosmosu. Ancient Frontier: Steel Shadows to nowy rozdział tej opowieści, lecz by dobrze się bawić, nie trzeba znać poprzedniej części. O historii poszczególnych frakcji (Federacji, Przymierza i Piratów) możemy przeczytać w sekcji Lore w menu głównym. Co prawda jest to tylko suchy tekst, ale w pełni opcjonalny, więc jeśli nie interesuje nas, w jaki sposób ludzkość zaczęła kosmiczne podboje i co ciekawego odkryła, możemy sobie spokojnie darować i od razu wskakiwać w buty Rogana Harkera - pirata poszukującego bogactw i sławy na niebezpiecznych rubieżach kosmosu. Rogan został schwytany i skazany, lecz niedawno go wypuszczono; teraz chce zacząć nowe życie i odnaleźć na pograniczu starych przyjaciół. Dowodzi grupą ludzi wyjętych spod prawa, budzi strach i nienawiść, więc na jego drodze staną przedstawiciele Federacji, Przymierza, obcy i nie tylko.
Fabuła przedstawiana jest głównie przez dialogi między postaciami. Łatwo polubić bohaterów, nawet jeśli widzimy wyłącznie ich portrety - częste docinki i poczucie humoru sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy naprawdę znaleźli się w gronie starych przyjaciół. W ten sposób historia wciąga, nawet jeśli nie jest szczególnie odkrywcza i została skonstruowana tak, że każdy fragment jest tylko wstępem przed kolejną walką. Co jakiś czas musimy też podjąć decyzję, która wpływa na to, co będziemy robić - np. czy przygotujemy zasadzkę, czy zniszczymy wszystko po drodze. Bycie dowódcą oznacza też, że musimy zajmować się innymi sprawami, np. zadecydować, co zrobić z pasażerką na gapę albo z młodzikiem, który na własną rękę próbuje coś zmieniać w oprogramowaniu. Za podjęcie mądrej decyzji możemy otrzymać nagrodę.
Esencją rozgrywki jest jednak walka w kosmosie. Najpierw wybieramy poziom trudności, później sposób działania zapisów gry - mogą one tworzyć się automatycznie lub wyłącznie w momencie, kiedy sami zechcemy zachować progres. Przed rozpoczęciem misji możemy określić, które jednostki wystawić - im więcej statków, tym więcej musimy poświęcić surowca będącego odpowiednikiem paliwa, więc nie wystarczy po prostu uzbierać na wielką armię i niczym więcej się nie przejmować. Od nas też zależy, w jakiego typu jednostki zainwestujemy, w miarę postępów odblokowują się mocniejsze statki.
Bitwy toczą się na sporych planszach podzielonych na sześciokąty, na których w losowy sposób rozmieszczani są przeciwnicy i zasoby. Ruchy wykonywane są w turach. Podczas tury można ruszyć się kilkakrotnie o pewną liczbę pól (w zależności od statku, liczba ruchów i odległość, jaką można przebyć jednorazowo, się zmienia) oraz wykorzystać kilka ataków lub umiejętności specjalnych (ich liczba również zależy od rodzaju statku). Wśród umiejętności znajdziemy wieżyczki, załączenie tarczy, poprawienie celności, załączenie uników, użycie torpedy i wiele innych, unikatowych dla poszczególnych jednostek. Możemy zaatakować każdego, kto znajdzie się w zasięgu, warto tylko uważać na przeszkody typu asteroidy. Twórcy podpowiadają, że najlepiej skupić się na jednym przeciwniku, co jest bardzo dobrą wskazówką, acz sztuczna inteligencja na szczęście nie stosuje tej samej metody i generalnie nie wychyla się, jeśli nie zbliżymy się pierwsi, często też wybiera różne cele (i chyba dobrze, że tak jest, bo dokupywanie nowych statków to spore koszty, a zdobywanie doświadczenia dla każdego z nich od nowa byłoby dość trudne).
Twórcy zróżnicowali nieco cele do zrealizowania - raz jest to pokonanie wroga, innym razem zebranie zasobów albo odkrycie całej mapki. Możemy też wypełniać opcjonalne zadania. Kiedy tylko zrealizujemy główny cel, misja się kończy, trzeba więc uważać, jeśli zależy nam na dodatkowych punktach. Trochę brakowało mi opcji przyspieszenia animacji podczas walk, każda bitwa toczyła się w spokojnym tempie. Poszczególne misje nie okazały się szczególnie wymagające, ale nie chciałam stracić ani jednego statku, więc zdarzało mi się restartować zadania.
W miarę postępów możemy na rynku kupować kolejne statki i rozbudowywać swą flotę, co, oczywiście, wiąże się z kosztami w postaci surowców: Hydrium, Proto-Energy i Data, które można zdobyć podczas wykonywania misji głównych i pobocznych. Zdobywane doświadczenie rozkłada się równomiernie na wszystkie jednostki we flocie, więc wystawianie sporej liczby statków wiąże się nie tylko z większymi kosztami, ale i z wolniejszym awansowaniem. Każdy statek można też ulepszyć na kilka sposobów - albo wyposażając go w dodatkowe elementy (dają dobre bonusy, ale są energożerne) oraz pilotów, których umiejętności wiążą się z premiami do uników, obrażeń itp. Dodatkowe elementy dla statków można kupić na rynku lub wygrać za wykonanie zadania. Sztuka polega więc (przynajmniej w teorii) w dużej mierze na odpowiednim zarządzaniu zasobami. Nie wiem, czy było to planowane, czy zostanie załatane w przyszłości, ale przy pewnej dozie cierpliwości można wykorzystać exploit - zdobywać zasoby w nieskończoność, po prostu zbierając rozsiane przedmioty i restartując misję. Bardzo przydatne, jeśli chcemy maksymalnie ulepszyć wszystko i nie martwić się, czy wystarczy nam proto-energii na kolejne zadania.
Misje dzielą się na trzy typy: wątek główny (kampania składająca się z 50 misji), zadania poboczne i misje symulatora. Misje poboczne pozwalają zdobyć dodatkowe zasoby, natomiast w symulatorze możemy poćwiczyć i zdobyć sporo dodatkowego doświadczenia, nie obawiając się o utracone statki (choć tylko te, które dotrwają do końca, otrzymują doświadczenie). Nie możemy jednak zajmować się zadaniami pobocznymi do woli, jeśli skończą się nam punkty pozwalające na udział w misjach dodatkowych, trzeba podążyć za wątkiem głównym.
Początkowo gra wydawała mi się bardzo prosta, ale okazała się wciągająca i satysfakcjonująca, pozwala w miły sposób spędzić 20 godzin. Warto tu jednak odnotować, że założenia Ancient Frontier: Steel Shadows są bardzo podobne do tych, które widzieliśmy w poprzedniej odsłonie. Wszystko wygląda bardzo podobnie - menu, bitwy, zachowanie sztucznej inteligencji, która nie stara się za wszelką cenę niszczyć naszej floty i trzyma się w cieniu, póki się nie zbliżymy.
Oprawa muzyczna przypadła mi do gustu, gra wygląda też całkiem nieźle - można sobie obejrzeć model każdej jednostki, zobaczyć animacje strzałów, a także przyjrzeć się poszczególnym elementom na planszach, które na kolejnych mapach stają się coraz ciekawsze i coraz gęściej wypełnione asteroidami i dziwnymi obiektami. Z bliska osobliwe, powykręcane obiekty czasem nie wyglądają doskonale przez tekstury porozciągane w dziwny sposób, tu i tam znajdziemy nieco zbyt uproszczone ciała niebieskie (nie potrafię określić, co one tak właściwie miały przedstawiać), przerywniki filmowe odrobinę klatkują. Nie jest to jednak nic, co przeszkadzałoby w zabawie. Byłoby wspaniale, gdyby twórcy trochę lepiej zrealizowali podpowiedzi, gdzie można umieścić poszczególnych członków załogi albo ulepszenia, ale to są już mało istotne drobiazgi.
Ancient Frontier: Steel Shadows wykorzystuje dobrą formułę, znaną z poprzedniej części. Jest to dzieło dwuosobowego, niezależnego studia, które udowodniło, że w bardzo małym zespole również można przygotować coś interesującego. Gra nie jest zbyt skomplikowana i bardzo łatwo można opanować zasady. Jeśli jesteście fanami turowych strategii, znajdziecie z pewnością coś dla siebie, choć nie należy spodziewać się rewolucyjnych czy unikatowych rozwiązań ani powalającej na kolana fabuły. Z pewnością przydałoby się nieco większe zróżnicowanie zadań, może też nieco więcej zmian w porównaniu z Ancient Frontier, niemniej gra zapewnia solidną porcję rozrywki.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!