Jeżeli widzieliście jednego Johna Wicka to widzieliście już wszystkie. Ja widziałem dwa pierwsze, ale nie przeszkodziło mi to cieszyć się z trzeciego.
Jeżeli widzieliście jednego Johna Wicka to widzieliście już wszystkie. Ja widziałem dwa pierwsze, ale nie przeszkodziło mi to cieszyć się z trzeciego.
Są tacy aktorzy, od których nie wymagamy cudów. Wiemy czego się po nich spodziewać. Wiemy też, że niekoniecznie zasługują na miejsce w panteonie największych sław, mistrzów swojego fachu, a ich role nie zostaną nigdy przedstawione na lekcjach w szkole dla profesjonalnych aktorów. Nie przeszkadza nam to ich uwielbiać, zwłaszcza gdy odtwarzają te postaci, które przychodzą im zupełnie naturalnie. Takim aktorem jest Keanu Reeves.
Są też takie dni, w które nie chce nam się robić nic szczególnego. Nie chce nam się myśleć nad niczym szczególnym, nie mamy koncepcji na to czym nakarmić swój mózg, ani nie mamy motywacji, aby się szczególnie zresetować jakąś wyjątkowo mierną papką, wizytą na siłowni, zakupami czy rozmową o bzdurach ze znajomymi. W takie dni z pomocą przychodzą takie filmy jak John Wick. Filmy, które w sposób znakomity wypełniają nam dwie godziny. Przykują naszą uwagę, zahipnotyzują i pozostawią z wrażeniem, że coś jednak tego dnia się wydarzyło, nawet jeżeli do końca nie jesteśmy w stanie powiedzieć co z tego wynikło.
Trzecia część serii wypuszczanej z pewną przyjemną cyklicznością od 2014 roku ponownie pozwala nam śledzić losy tytułowego Johna Wicka - nie tak już emerytowanego zabójcy na zlecenie, który ma osobliwy talent do tego, aby narazić się wszystkim i wszędzie. Historię życia po życiu postaci odgrywanej przez Keanu Reevese’a zaczynamy śledzić od momentu w którym zakończyła się poprzednia część cyklu. John Wick został ekskomunikowany. Na zasadzie przysługi jego stary znajomy Winston, zawodowo menadżer hotelu Continental, opóźnia wejście w życie tej sankcji o godzinę, dając przyjacielowi króciutką chwilę na złapanie oddechu. Pierwszą część filmu, do momentu wejścia w życie ekskomuniki, a także niedługo po jej wejściu w życie, widz spija jak śmietankę. Napięcie, płynący szybko czas, odliczanie kolejnych minut, nieco paniczne rozglądanie się wokół głównego bohatera, każące nam kwestionować jego nadludzkość i nieśmiertelność… Ciężko nie siedzieć na krawędzi fotela przez pierwsze dwadzieścia-trzydzieści minut.
Później robi się troszkę gorzej. Widz dostaje po twarzy swoistą klęską urodzaju. Przez długi czas praktycznie każda sensowna scena wiąże się z tym, że John Wick tłucze się z kimś. Nawet jeżeli to tylko jakieś kmiotki, to reżyser poświęca temu sporo uwagi, a każda scena walki jest odpowiednio długa i ubarwiona staranną choreografią. Ciężko nie odnieść wrażenia, że w tym wszystkim zaczyna nieco brakować miejsca na jakiekolwiek sensowne prowadzenie fabuły do przodu, bo wszystko wlecze się przez konieczność robienia przerw na naparzanki. Na szczęście po około pół godziny takiego przestoju reżyser łapie swoje tempo, a historia zaczyna iść do przodu we właściwym metrum. Pod koniec z kolei niekończące się potyczki wracają, ale są tak zmyślne i cudownie nakręcone, że dosłownie głupio byłoby mi się czepiać.
Przyjmuje się, że John Wick 3 stworzony został w stylu neo-noir, chociaż osobiście dodałbym do tego uwagę, że w tym przypadku mamy do czynienia z mocnym wzbogaceniem o elementy paramangowe i paragamingowe. Kreacja niektórych postaci to jedno, ale łamiące mocno konwencję odzywki rozmaitych odtwórców ról drugoplanowych, to już cięższy kaliber, który każe nam redefiniować widowisko. Oglądając jedną z końcowych scen nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że obserwuję Nathana Drake’a, próbującego uporać się z lepiej opancerzonymi przeciwnikami, których trzeba zaatakować celując w złączenia pancerza. Trzeba też wspomnieć, że John Wick 3 rozszerza bardzo mocno wiedzę widza na temat uniwersum i tego jak funkcjonuje Liga Zabójców i to w sposób a’la historyczne wątki w Assassin’s Creed. Daleko zaszliśmy od czasów, kiedy była to jedynie opowieść o szukającym zemsty zabójcy na zlecenie.
Trzecia część serii wydaje mi się najsłabsza ze wszystkich do tej pory wypuszczonych, niemniej to doskonałe widowisko. Ogólnie znakomite wrażenie rozbijają się o brak większego zaskoczenia zarówno historią (za wyjątkiem końcówki) i przede wszystkim formą. Niemniej, to znakomity film, na który bardzo, bardzo, bardzo warto przejść się do kina.
Komu spodoba się John Wick 3? Wszystkim tym, którzy lubią dużo akcji, akcji i jeszcze raz akcji. Krótko mówiąc: kill, reload, repeat.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!