Gotowanie jest proste, wystarczy postępować wedle przepisu. Co może pójść nie tak?
Cooking Simulator to - jak sama nazwa wskazuje - gra, w której skupiamy się na gotowaniu. Wcielamy się w kucharza, który znajduje zatrudnienie w restauracji cieszącej się nie najlepszą reputacją. Naszym celem jest sprawić, by z zerogwiazdkowej stała się pięciogwiazdkową, a to będzie wymagało ogromu pracy. Gra oferuje tryb kampanii i tryb sandbox. W każdej chwili można też zajrzeć do Szkoły Gotowania, czyli samouczka i przypomnieć sobie najważniejsze zasady zabawy.
Ponieważ sterowanie w grze jest celowo zrobione tak, by odnieść wrażenie, że kucharz ma dwie lewe ręce, przed rozpoczęciem kariery lepiej najpierw poćwiczyć zręczność i przywyknąć nieco do tego, że trzeba ostrożnie nalewać wodę do garnka czy olej na patelnię, uważać na ilość przypraw, kolejność wykonywania czynności itp. Przykładowo, jeśli najpierw przełożymy rybę i kawałki cytryny na talerz, a potem przypomni się nam, że trzeba jeszcze posypać chrzanem, to dodając przyprawę zapewne natrzepiemy też na cytrynę, co obniży nasz końcowy wynik. Można przełożyć cytrynę na bok z powrotem, ale to zajmuje czas, a goście w restauracji nie będą czekali w nieskończoność. Nawet jeśli zdążymy, to w międzyczasie nasza ryba może wystygnąć, co też przełoży się na gorszy wynik.
Podczas rozgrywki najcenniejszym zasobem jest czas. Każdą potrawę da się przygotować znacznie szybciej nim goście zaczną się niecierpliwić. Wystarczy jednak chwila nieuwagi i marnujemy cenne sekundy. Przykładowo, mamy już gotowe danie, chcemy zamknąć piekarnik... i nagle talerz, który trzymamy w dłoni, ląduje roztrzaskany na ziemi po zderzeniu z ciężkimi drzwiczkami. Zbyt szybko chwycimy garnek i obrócimy się, zahaczając przy okazji o coś na blacie, a już na ziemi mamy rozbitą butelkę oleju. Gwałtownie ruszymy, a starannie ułożone krewetki rozsypują się po podłodze. Przed próbą obrócenia szpatułką kawałka mięsa albo ryby na patelni lepiej grę zapisać - nawet kiedy ostrożnie coś przekładamy, często trafia to na skraj naczynia albo na ziemię. Akurat w tym przypadku nie ma celownika, chociaż gdy sypiemy przyprawy albo lejemy płyn, widać, w które miejsce trafimy. Jeszcze trudniej jest w momencie, gdy chcemy nalać zupę na talerz. Trzeba odmierzyć 300 ml, ale zamiast - jak normalny człowiek - użyć chochelki, lejemy płyn prosto z garnka. Zawsze wychodzi za mało albo za dużo, nigdy w sam raz. Można dostać białej gorączki. Przy przyprawianiu trzeba uważać, ile razy trzepnęliśmy pojemnikiem i sprawdzać, czy rzeczywiście sól wylądowała np. na rybie, czy może na blacie obok. Każda drobna pomyłka prowadzi do obniżenia oceny, tracimy także cenny czas i pieniądze (np. jeśli stłukliśmy butelkę z olejem, musimy kupić nową). Nie wiem, ile wypadków w kuchni zaliczyłam w Cooking Simulator, w ciągu kilku godzin gry zapewne więcej niż przez całe życie w prawdziwej kuchni.
W trybie kampanii na dzień dobry wita nas zdezelowana kuchnia, gdzie kuchenka gazowa i inny sprzęt są w opłakanym stanie. Wszędzie porozlepiano karteczki z zabawnymi komentarzami, z których dowiadujemy się np., że poprzedni kucharz był bardzo sfrustrowany i wrzucił do piekarnika gaśnicę. Tak zniszczone miejsce wymaga remontu, więc wzywamy ekipy naprawcze (musimy zastanowić się, czy chcemy fachowców, którzy słono sobie liczą za wykonaną pracę, czy może kogoś, kto za marne grosze wykona robotę szybko - w tym wypadku ryzykujemy, że sprzęt znów się zepsuje przy pierwszym użyciu). W ten sposób szybko zaczynają topnieć nasze fundusze. Kolejne pieniądze musimy przeznaczyć na podstawowe rzeczy typu garnek, patelnia, deska do krojenia, nóż, przyprawy, olej do smażenia i tak dalej. Po zakupach zostaje nam trochę pieniędzy, które muszą wystarczyć na składniki na posiłki dla gości. Obchodząc kuchnię, możemy też zauważyć na ścianie tarczę, do której, z braku rzutek, możemy rzucać nożami. Zabawę umila opcjonalna muzyka z radia (można wybrać własną muzykę, w ustawieniach audio podając ścieżkę do folderu z MP3 albo internetowego radia).
Na starcie mamy tylko trzy przepisy. Aby móc odblokować więcej bardziej skomplikowanych potraw, będziemy musieli najpierw wykazać się w łatwych zadaniach. Gdy zaczyna się pierwszy, normalny dzień w pracy, przychodzą pierwsi goście i zaczynają zamawiać dania, nie ma zbyt wiele czasu na zastanowienie się, gdzie położyliśmy garnki czy pudełka z przyprawami. Gotując w kółko te same potrawy, w końcu nauczymy się poszczególnych przepisów na pamięć, co znakomicie przyspiesza pracę. Przepisy możemy wyświetlić sobie na ekranach rozstawionych wokół kuchni, na wypadek, gdybyśmy potrzebowali zajrzeć do instrukcji.
Początkowo zabawa w trybie "kariery" jest dość prosta, ale kiedy restauracja zdobywa drugą gwiazdkę, zaczynają się schody, bo musimy pichcić kilka dań naraz. Mamy więc mało czasu na zrealizowanie każdego zamówienia, trzeba przełączać się między zadaniami, np. przyprawiać rybę i przygotować ją do smażenia w czasie, kiedy gotuje się zupa. Jeśli odblokowaliśmy sobie więcej przepisów, mamy więcej rzeczy do zapamiętania, składników do wykupienia oraz zaopatrzenia się w więcej garnków i patelni, na wypadek, gdyby trafili się goście chcący zjeść różne rodzaje zup i gotowane ziemniaki albo smażonego łososia i kotlet. To, że będziemy błyskawicznie przyrządzać dania, nie da nam chwili wytchnienia, bo w momencie, gdy jeden z gości otrzyma swoją potrawę, kolejny już składa zamówienie. W takiej sytuacji nawet nie ma czasu ustawić sobie timerów, by brzęczeniem przypomniały, że coś już jest gotowe. Na szczęście można podejrzeć, czy np. kotlet jest odpowiednio przysmażony, najeżdżając na niego myszką.
Gdy restauracja jest zamknięta, mamy kilka minut na sprzątanie - np. wylanie oleju po smażeniu czy wody po gotowaniu oraz starcie plam z blatów i podłogi. Zanim przyjdą pierwsi goście, mamy też czas na przygotowanie dania dnia, można zatem zrobić je od razu. Warto też zachować sobie garnki z zupami, jeśli coś zostało, gdyż wówczas łatwo zrealizować zamówienia - wystarczy je podgrzać, a przy okazji nie tracimy pieniędzy na składniki.
Od czasu do czasu do restauracji zajrzy krytyk. W takim wypadku trzeba szczególnie się postarać, by obsłużyć go w wyznaczonym czasie i nie zepsuć w żaden sposób potrawy. W ten sposób zdobędziemy większą sławę. Niestety, większa sława oznacza więcej gości i coraz większy chaos, bardziej gorączkowe przygotowywanie potraw do momentu, aż przestaje to sprawiać przyjemność. Trzeba wówczas kombinować, co zrobić, by nie dać się zwariować i by klienci nie wychodzili głodni, bo nie doczekali się obiadu.
Zdobywając doświadczenie i awansując na kolejne poziomy, odblokowujemy też ułatwienia, np. możliwość brania gorących rzeczy w ręce, trzymanie sztywno przedmiotów podczas krojenia, szybsze chodzenie, większy zasięg rąk itd. Można też zainwestować w takie opcje, jak zbieranie większych napiwków od gości, więcej doświadczenia, tańsze przyprawy itp. - czyli wszystko, co zapewni nam większe zyski albo szybszy rozwój.
GramTV przedstawia:
Tryb sandbox to coś dla osób, które chcą bawić się bezstresowo: mamy nieskończoną ilość pieniędzy, dostęp do wszystkich przepisów, wszystkich dekoracji w kuchni, ulepszeń ułatwiających rozgrywkę (np. szybsze chodzenie, ułatwione krojenie), możliwość wybierania sobie zamówień itp. W tym trybie można spokojnie poćwiczyć sobie przygotowanie dowolnie wybranego dania. Z pewnością odrobina wprawy, a może nawet nauczenie się przepisów na pamięć przydadzą się w trybie kariery. Może trochę szkoda, że przepisów z gry nie da się wykorzystać w rzeczywistości, ale pomysły - czemu nie?
Cooking Simulator można zapisać w dowolnym momencie, najlepiej więc robić to dosłownie co chwila, po każdej udanej czynności, jeśli chcemy osiągnąć perfekcyjne wyniki. Gra lubiła się jednak psuć na różne sposoby po wczytywaniu. Raz mi zniknął nóż (a kupienie nowego noża to - z jakiegoś powodu - większy wydatek niż nowy garnek), innym razem nie mogłam zaliczyć celu misji, bo po przygotowaniu dania nie miałam możliwości wysłania go do gościa, jeszcze innym razem po prostu nie mogłam podnieść żadnego przedmiotu. Bywało, że zamiast barszczu w garnku pojawiał się rosół. Co krok natykałam się na dziwne błędy. Mam nadzieję, że zostaną załatane w przyszłych patchach.
Mimo niedociągnięć, Cooking Simulator bardzo przypadł mi do gustu. Któregoś dnia tak długo próbowałam osiągnąć perfekcję w wirtualnej restauracji, że zapomniałam, która godzina i że powinnam zacząć robić prawdziwy obiad. Dobrze, że pichcenie w rzeczywistości jest dużo prostsze niż w grze, która równie dobrze mogłaby nazywać się symulatorem niezdarnego kucharza. Sterowanie celowo jest zrobione tak, by gracz czuł się jak fajtłapa, gdy nie może nalać odpowiedniej ilości zupy (bo twórcy nie przewidzieli chochelek), rozbija talerz zamykając drzwiczki od piekarnika albo po raz piąty podnosi kotlet z podłogi, odwracając go szpatułką jak paralityk. W końcu można się jednak przyzwyczaić, a kiedy idzie coraz lepiej - rozgrywka przynosi przyjemną satysfakcję.
8,3
Pichcenie naprawdę jest przyjemne - nawet jeśli kucharz jest niezdarą. Tylko nie każcie mi robić więcej niż dwóch dań naraz...
Plusy
wymagający tryb kariery i luźny tryb sandbox do wyboru
mnóstwo ciekawych potraw, których można się nauczyć
celowo niewygodne sterowanie prowadzi do wielu zabawnych sytuacji
rozgrywka sprawia przyjemność i satysfakcję
humorystyczne elementy
możliwość załączenia własnej muzyki
Minusy
nie ma chochelki
przydałby się celownik przy przerzucaniu smażonego mięsa i ryby na drugą stronę
sporo bugów
czasem goście pochwalą niezbyt udane danie, a czasem skrytykują idealnie przyrządzoną potrawę