Zombiaki to już absolutnie ograny temat, zgadzamy się co do tego? Skoro to, to czy kolejny film o żywych trupach ma w ogóle rację bytu?
Zombiaki to już absolutnie ograny temat, zgadzamy się co do tego? Skoro to, to czy kolejny film o żywych trupach ma w ogóle rację bytu?
Zombieland z 2009 roku zupełnie znienacka zrobiło furorę. Po części wynikało to z faktu, że akurat trwał największy szał na filmy o nieumarłych, a po części powód był jeszcze prostszy - to był po prostu niezły film. Niewielki budżet nie stał na przeszkodzie temu, żeby stworzyć coś na kształt blockbustera. Może nie w zakresie obsady czy jakości wykonania, ale z pewnością w zakresie zrobionego wyniku finansowego i zgromadzonego tzw. “fanbase’u”. Po premierze mijały lata, a wokół filmu narastały coraz to większe oczekiwania co do stworzenia kontynuacji. Tenże wielce oczekiwany sequel powstał po dziesięciu latach. Wyszło z tego coś zupełnie dziwacznego – nie jest to wymuszony skok na kasę, ale raczej wymuszona chęć zaspokojenia fanów.
Siłą rzeczy Zombieland: Kulki w łeb (potworne tłumaczenie, oryginał nosi podtytuł “Double Tap”, co jest odniesieniem do zasady wyznawanej przez jednego z głównych bohaterów) zaczyna się dziesięć lat po pierwszej części. Kwartet zabijaczy zombie w postaci Tallahasse, Columbusa, Wichita i Little Rock radzi sobie znakomicie w świecie opanowanym przez żywe trupy. Żeby nie było zbyt łatwo w tej postapokalipsie część nieumarlaków… hmm… wyewoluowała. Stały się mądrzejsze i bardziej wytrzymałe. Oczywiście to nie jedyne wyzwanie przed jakimi staną nasi bohaterowie. Czymże byłaby wesoła drużynka bez tarć między nimi i kryzysów zaufania.
Postaci dojrzały, czy też postarzały się, co głównie po nich widać - szczególnie po Abigail Breslin, która z dziecka stała się młodą kobietą (umówmy się, jest kolosalna różnica między trzynastolatką, a dwudziestotrzylatką). Jednocześnie ciężko nie odnieść wrażenia, że dynamika między nimi zatrzymała się, a nawet trochę cofnęła. Szczerze mówiąc odnosiłem wrażenie, że całe to budowanie zaufania z pierwszej części poszło na marne, bo znów mamy bardzo podobny układ, z odrobinę tylko inaczej porozkładanymi akcentami i słuchamy bliźniaczo podobnej historii. Przez dziesięć lat nie dało się wymyślić nic oryginalnego i świeżego? Postaci nie dało się chociażby trochę rozwinąć?
Zombieland: Kulki w łeb broni się więc tylko tym samym, co już wcześniej nam oferowało. Chociaż trzeba powiedzieć, że zgrabnie wszystko działa w tej formie sprzed dekady. Postaci nieźle się uzupełniają, dynamika między nimi jest naprawdę doskonała, z czego zdają sobie sprawę również twórcy, korzystając z tego faktu, a nawet tworząc z niego samego obiekt do żartów. Dodajcie do tego swego rodzaju weteraństwo w korzystaniu z wszelkich dostępnych toposów związanych z nieumarlakami i otrzymacie mieszankę o znanym, ale przyjemnym smaku.
Poza tym tę lokomotywę ciągnie zgrabna reżyseria, nienajgorzej napisane dialogi i parę nowych elementów komediowych. Film bardzo dużo na tym polu zawdzięcza Zoey Deutch w roli Madison - przeuroczej idiotki, która sprawia, że nawet nie do końca poważni główni bohaterowie zdają się wydawać bardzo poważni.
Tych kilka komplementów jakie wypowiedziałem pod adresem Zombieland: Kulki w łeb nie zmieniają faktu, że film nawet odrobinę nie zapada w pamięć. Jest całkowicie pomijalny, większość z jego sensu wypada z głowy, zanim na dobre skończymy śledzić akcję. Ostatecznie brakuje jakichkolwiek elementów, który by były na tyle charakterystyczne dla tego filmu, że wyróżniły by go z tłumu. Trudno też nie odnieść wrażenia, że aktorzy grają jakby z delikatnego przymusu - fani nie dawali im spokoju, więc postanowili wreszcie odpulić swoje i poszaleć trochę przed kamerą. Nawet wyniki box office świadczą o tym, że film trafił do tego samego grona.
No i co ja mam Wam doradzić odnośnie Zombieland: Kulki w łeb? Ciężko mi polecić, ale nie mogę też jednoznacznie odradzić. Ci, którzy czekali na ten film, raczej nie będą zawiedzeni. Z drugiej strony ci, którym był jest obojętny, raczej na pewno nigdy go nie obejrzą. Zresztą większość z Was może nie mieć okazji, bo produkcję ciężko obejrzeć w polskich kinach, poza największymi ośrodkami, które oferują parę seansów. Zdaję sobie sprawę, że tą recenzją Wam za dużo nie pomogłem, ale szczerze powiem, że dawno nie obejrzałem filmu, który byłby równie trafiony, jak i bezsensowny, zarówno na płaszczyźnie fabularnej, jak i wręcz egzystencjalnej z punktu widzenia samego filmu.
Dla kogo jest ten film? Dla absolutnie niewyżytych maniaków zombie apokalipsy, miłośników z definicji mało angażującego kina wieczorowego i fanów pierwszej części. Reszta też może obejrzeć, jeżeli akurat będzie leciało w telewizji.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!