Ruszamy na skoczną wyprawę po wielobarwnych krainach, w których mieszkają różne nieprzyjaźnie nastawione stworki. Na odważnych czekają nagrody!
Ruszamy na skoczną wyprawę po wielobarwnych krainach, w których mieszkają różne nieprzyjaźnie nastawione stworki. Na odważnych czekają nagrody!
Aspekt zagrywania kart wyzwania ma też jednak swoje gorsze strony. Sam jestem fanem negatywnej interakcji pomiędzy graczami praktycznie pod każdą postacią - ale pod warunkiem, że gram z innymi dorosłymi. Kiedy za przeciwniczkę miałem siedmioletnią córkę, odczuwałem pewien zgrzyt zagrywając na nią kartę, która może się przyczynić do jej niepowodzenia. Znacznie bardziej wolałbym, żeby rywalizacja w planszówce przeznaczonej dla tak młodych odbiorców polegała w całości na jak najlepszym radzeniu sobie z przeciwnościami, jakie funduje nam sama gra.
W Kangurku Kao jest to jedynie część rozgrywki. Drugą stanowią kłody pod nogi rzucane przez pozostałych uczestników zabawy. I choć na poziomie mechanicznym aspekt ten sprawuje się bez zarzutu (z powodów opisanych wyżej), tak moralnie nie do końca się w takim ujęciu odnalazłem. Z drugiej jednak strony, gdy w sytuacji odwrotnej na siedmioletniej buźce pojawiał się szyderczy uśmieszek podszyty hasłem “teraz ojcu dowalę”, ten głosik dobiegający z miękkiego rodzicielskiego serduszka stawał się jakby coraz cichszy…
Zdecydowanym atutem Kangurka Kao jest oprawa graficzna. Praktycznie wszystkie komponenty oblane są żywymi barwami, które wyglądają po prostu bardzo ładnie. W przypadku żetonów ataku zdecydowano się na cztery podstawowe kolory, czyli najbardziej sprawdzone rozwiązanie. Na ramkach kafelków terenu widnieje jeszcze urokliwy fiolet, ale prawdziwym majstersztykiem są wizualizacje lokacji znajdujące się w centralnej części płytek. Lokacje są malownicze do tego stopnia, że niejeden raz zdarzyło mi się na nich zawiesić wzrok. Projekt graficzny kart jest czytelny i także na nich znaleźć można świetnie wyglądające stworki. Jedynym mankamentem wydania jest cienka faktura, z jakiej zostały wykonane karty. Dzieci mają tendencję do zaginania kart, a te z planszowego Kangurka Kao mogą się przez to wyjątkowo szybko poniszczyć.
Natalka Purczyńska (7 l.): - W Kangurku Kao najbardziej podobało mi się dokładanie kafelków, bo są bardzo ładne. Dzieci mają trochę łatwiej, bo można im dać na początek trzy skarby, a dorosłym jeden. Jak wejdziesz na zasłonięty kafelek to można odzyskać jakiś symbol, np. kangurka, a na odsłoniętych czasami jest dużo monet do zdobycia. Podobało mi się też, że mogłam zagrać dodatkową kartę na tatę, a nie podobało mi się, że niektóre karty są mega trudne do pokonania, a inne mega łatwe. W grze nie trzeba czytać, za to trzeba myśleć. |
---|
Kangurek Kao to gra o przystępnie napisanych i jasno wytłumaczonych w instrukcji zasadach, a to bardzo ważne, jeśli w gronie odbiorców mają być dzieci w wieku wczesnoszkolnym. W swojej turze jest co prawda do wykonania kilka czynności, ale przyswojenie prawidłowej kolejności szybko wchodzi w krew. Z jednej strony znajdziemy tu sporo losowości, ale w żadnym wypadku nie decyduje ona o wyniku, gdyż jest skutecznie ograniczana przez szereg decyzji, jakie mamy do podjęcia. Ich złożoność (czy raczej jej brak) jest dostosowana do wieku młodszych graczy. Partie mieszczą się w 30 minutach, a to też istotne w przypadku pozycji dla dzieci, które przy dłuższych partiach bywają zniecierpliwione.
Gra pod wieloma względami jest więc dopasowana do potrzeb dzieci, a jedynymi mankamentami są za daleko posunięta negatywna interakcja i jakość wykonania kart. Poza tym Kangurek Kao oferuje przyjemną rozgrywkę, utrzymaną w duchu pierwowzoru. Dla starszych graczy tytuł ten nie ma zbyt wiele do zaoferowania, przede wszystkim z uwagi na banalną mechanikę walki. Nawet oni powinni znaleźć tu jednak pewną wartość, choćby w zarządzaniu ograniczonymi zasobami. Dzięki temu rozgrywanie partii z pociechami powinno być udanie spędzonym czasem.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!