Czasem fajnie jest wyłapać świetnego indyczka na Steamie. Tak było w przypadku Lost in Play.
Świetna, niezauważona gra
Przeglądając gry, które warto dodać do naszej Encyklopedii, natrafiłem na produkcję niezależnego studia Happy Juice Games zatytułowaną Lost in Play. Premiera tytułu wydanego przez Joystick Ventures miała miejsce 10 sierpnia tego roku nie tylko na PC, ale również na Switchu, choć osobiście testowałem wersję komputerową. Moją uwagę przykuła głównie niezwykle urocza, kolorowa oprawa wizualna. Spójrzcie tylko na dołączone zrzuty ekranowe, czyż bohaterowie nie wyglądają sympatycznie? Tutaj nawet ciężko złościć się na wrogów, którzy wyglądają nad wyraz przyjaźnie. Chociaż parę razy znaleźli mi za skórę, śmiejąc się gdy przegrałem z nimi na przykład w ciekawą wariację na temat kultowych warcabów…
O co tu chodzi?
Tak czy inaczej należy wspomnieć, że Lost in Play jest klasyczną przygodówką z interfejsem point and click, w której historię opowiedziano bez słów. Takie rozwiązanie idealnie komponuje się z resztą, bowiem wszystkie niestworzone rzeczy, które zobaczymy na ekranie, tak naprawdę rozgrywają się w umysłach kierowanych przez nas postaci. Toto i Gal, bo o nich mowa, to rodzeństwo z niezwykle wybujałą wyobraźnią. A tak w istocie, to za pomysłowość muszę oczywiście pochwalić twórców. Nie spodziewałem się, że otrzymam aż tak różnorodną kampanię. Tutaj co chwilę dzieje się coś innego. Do tego stopnia, że twórcy opracowali nawet unikatowe mechaniki, z których mamy uciechę raptem przez kilkanaście minut zabawy. Potem wjeżdżają już bowiem zupełnie inne mini-gry czy łamigłówki.
Zagadki logiczne są… logiczne
Lost in Play to gra, która absolutnie nie irytuje brakiem jakiejkolwiek logiki. Zapomnijcie o klikaniu wszystkiego na wszystkim. Owszem, mamy kolekcjonowanie przedmiotów, które trafiają do naszego inwentarza. Ten nie jest jednak wypełniony po brzegi ani razu, praktycznie coś, co znajdziemy chwilę później musimy użyć na danym obiekcie otoczenia. Czy w takim razie poziom trudności jest niski? Tutaj zaczynają się schody, bo oczywiście mamy łatwiejsze zagadki, ale pojawiają się również takie, nad którymi musimy pomyśleć chwilę dłużej.
Wynika to z prostego faktu - nie robimy tu wciąż tego samego, Lost in Play jest wyjątkowo różnorodne. Zaczyna się od klasyki, czyli szukania przedmiotów i używania ich we właściwych miejscach, ale później na przykład gramy we wspomnianą już odmianę warcabów, zamawiamy pizzę dla jednego z NPC-ów, uprzednio starając się zapamiętać składniki czy też - na podstawie fenomenalnie zrealizowanej instrukcji rodem z jednej sieci sklepów meblowych - składamy drewnianego smoka, na którym później latamy. Tak, w Lost in Play obecne są również elementy zręcznościowe, ale nie należą one do niezwykle wymagających.
GramTV przedstawia:
Mimo wszystko w Lost in Play szczególnie przypadły mi do gustu fragmenty, w których uciekamy przed niedźwiedziem. Czy można takowe nazwać walką z bossem? Trochę tak, choć nie walczymy tu, lecz właśnie próbujemy wyprowadzić niebezpieczne zwierzę na manowce. Poruszamy się również po podzielonej na części planszy (a właściwie planszach, bo konfrontacja jest kilkuetapowa) i obserwujemy zachowanie intruza, starając się opracować właściwą taktykę. Wielokrotnie zostaniemy oczywiście złapani, ale z czasem nauczymy się zasad i będziemy mogli zwiać przed chcącym nas pożreć potworem.
Lost in Play wypełnione jest również humorem
Samo obserwować postaci powoduje uśmiech na twarzach, tak samo zresztą jak rozwiązywanie niekiedy komicznych zagadek. Urocze żaby, z którymi wspólnie staramy się wyciągnąć umieszczony w kamieniu miecz niczym w wierszu Juliana Tuwima - Rzepka, oglądanie nastoletniego chłopaka, który zaraz po przebudzeniu zakłada kaptur na głowę, chwyta konsolę i siada na kanapie, siostra z kartonem z narysowaną świnią na głowie goniąca swojego brata czy też walka z przywołanym już niedźwiedziem. Stajemy przed niż z mieczem w dłoni, pierwsze co, to niedźwiedź chwyta miecz, wyrzuca go i po prostu idzie na nas, a my bierzemy nogi za pas.
Zagadki nie są więc jakieś szczególnie trudne, ale Lost in Play to z pewnością nie samograj. Dlatego też zaimplementowano tu system podpowiedzi. Nie są to na szczęście rozwiązania podane na tacy, lecz jedynie wskazówki naprowadzające nas na właściwy tok myślenia. Podoba mi się takie podejście, zwłaszcza że czasem nie do końca wiadomo, co powinniśmy zrobić. Ja chociażby w zadaniu, kiedy to trzeba przepłynąć kilkoma gumowymi kaczuszkami w jedną, a następnie w drugą stronę, udowadniając swoje umiejętności w zakresie liczenia do stu.
Podsumowanie
Lost in Play można ukończyć w jakiejś sześć godzin. Co prawda obecnie gra kosztuje aż 80 złotych, czyli dość sporo, jak na niezależną przygodówkę, lecz warto dodać ją na listę życzeń na Steamie i czekać na pierwsze obniżki. Jeśli jesteście fanami gatunku, z pewnością będziecie zadowoleni z zakupu. Ja z kolei mam nadzieję, że Happy Juice Games wkrótce przygotuje nowy tytuł, na który już teraz z czekam z niecierpliwością.
8,0
Lost in Play nie wymyśla koła od nowa, ale to angażująca i przeurocza gra adresowana zarówno do młodszych, jak i starszych odbiorców
Plusy
urocza, klimatyczna oprawa wizualna
różnorodne, angażujące łamigłówki oraz mini-gry
wciąga od początku do końca
historia opowiedziana bez słów pokazuje, że dziecięca wyobraźnia nie zna granic
opcjonalny system dyskretnych podpowiedzi
Minusy
nie ma tu nic, czego nie widzielibyśmy w innych grach z tego gatunku
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!