Niech nie zmyli Was tytuł. Egzorcysta papieża to jeden z najbardziej rozrywkowych filmów tego roku.
Gdyby John Wick stał się księdzem
Motyw egzorcyzmów niemal od początku wykorzystywany jest w horrorach. Każdy słyszał o słynnym Egzorcyście z 1973 roku, który nominowany był do aż dziesięciu Oscarów. To właśnie film Williama Friedkina udowodnił, że temat nie musi służyć wyłącznie taniemu szokowania i może kryć się za nim wątek polityczno-społeczny. I chociaż naśladowcy z kolejnych lat radzili z tym sobie z mieszanym skutkiem sobie, to po pięćdziesięciu latach wreszcie doczekaliśmy się filmu, który godnie reprezentuje egzorcystów. Nawet jeżeli Egzorcysta papieża niebezpiecznie zbliża się do produkcji Marvela, to wykorzystuje również najlepsze elementy innych głośnych serii, dostarczając zaskakująco świeży film, który ma wszelkie zadatki, aby rozpocząć nowe uniwersum.
Ojciec Gabriel Amorth (Russell Crowe) to zaufany człowiek Papieża (Franco Nero), który zajmuje się egzorcyzmami. Wśród watykańskich arcybiskupów nie jest to mile widziane zajęcie, które opętania uważają za relikt minionych, mrocznych czasów. Amorth zostaje jednak wysłany do zbadania sprawy opętania kilkuletniego chłopca (Peter DeSouza-Feighoney) w starej i zniszczonej bazylice w hiszpańskim San Sebastian. Ksiądz nie zdaje sobie sprawy, że potężny demon pragnie zrealizować straszliwy plan. Podczas śledztwa Amorth łączy siły z lokalnym księdzem, ojcem Esquibelem (Daniel Zovatto), wspólnie odkrywając wielki spisek sięgający czasów inkwizycji. Trwa wyścig z czasem, aby nie tylko uratować syna Julii (Alex Essoe), ale również uchronić Watykan i samego Papieża przed nadciągającymi siłami zła.
GramTV przedstawia:
Egzorcysta papieża od samego początku nie traktuje siebie zbyt dosłownie. To miła odmiana od przesadnie poważnych, mrocznych, wręcz duszących atmosferą filmów o egzorcystach. W pierwszej połowie nie brakuje udanego humoru, dostarczanego przez rewelacyjnie czującego się w głównej roli Russella Crowe’a. Choć jego postać czasami jest zaskakująco natarczywa i żenująca, to jego siła tkwi w kontraście między swobodną, żartobliwą osobowością a pełnym profesjonalizmem przy pokonywaniu złych demonów. Zresztą jak sam tłumaczy ojcu Esquibelowi, słudzy piekieł nie lubią humoru, więc warto mieć w zanadrzu arsenał nie tylko wody święconej, świętych relikwii i krucyfiksów, ale również żartów.
Tym samym Gabriel Amorth to istny John Wick świata Watykanu, który walczy modlitwą zamiast pistoletami, a sarkazm zamieniony został na figlarne wygłupy. Wszystko to działa, zarówno na poziomie kształtowania i rozwijania tej postaci, jak i samego filmu, który dostarcza zaskakująco wiele rozrywki, jeszcze zanim rozpocznie się główna część zabawy. Może to właśnie dlatego, środek Egzorcysty Papieża jest tak nierówny, powielający schematy gatunku, przy jednoczesnej próbie nadania niepotrzebnej powagi przedstawianym wydarzeniom. Choć nadal wątek opętania i walki z groźnym demonem stanowi główny trzon fabularny, to przy wielu innych atrakcjach, które ma film do zaoferowania, jest on zwyczajnie najmniej ciekawy.