Najgroźniejszy kosmiczny łowca powrócił z nowym filmem. Oceniamy, czy to lepsza produkcja od ostatnich kinowych przygód Predatora.
Łowczyni kontra łowca
Kultowe marki sci-fi sprzed wielu lat nie potrafią odnaleźć się we współczesnych realiach pełnych gości w spandeksach i latających samochodów. Regularnie do kin trafiają nowe części Terminatora, Obcego oraz Predatora, które okazują się zarówno artystyczną, jak i komercyjną porażką. Wytwórnie nie mają z czego ulepić nowych serii, a może i nawet całych uniwersum, skoro już pierwsze filmy sromotnie poległy, nie potrafiąc zainteresować sobą widzów. Ratunkiem może okazać się streaming, który chętnie chłonie każdą popularną franczyzę, którą można wycisnąć do cna, niezależnie od zaproponowanego przez twórców gatunku. Najlepszym tego przykładem jest Predator: Prey, który zapewne podzieliłby los poprzedniczki, gdyby zadebiutował bezpośrednio w kinie. Ale skoro to film przeznaczony na streaming, to nawet pomimo wielu wad, warto sprawdzić, jak leciwy łowca sprawdza się w zupełnie nowym środowisku.
Naru (Amber Midthunder) jest młodą dziewczyną z plemienia Komanczów, która nie zamierza godzić się z rolą ekspertki od leczniczych ziół i postanawia, wbrew wszelkim konwenansom, zostać wojowniczką. Przed dziewczyną jeszcze wiele nauki, mimo to wyrusza wraz z bratem Taabe (Dakota Beavers), jednym z najlepszych łowców plemienia, aby wytropić zagrażającego im drapieżnika. Podczas wykonywania niebezpiecznego zadania zdają sobie sprawę, że to nie wielki kot jest ich największych przeciwnikiem, ale przybysz z kosmosu, posługujący się technologią dalece wykraczającą poza ówczesne czasy. Uzbrojeni wyłącznie w łuki i toporki, Naru i Taabe muszą wykazać się nie tylko siłą i determinacją, ale również sprytem i lojalnością, aby powstrzymać Predatora (Dane DiLiegro), zanim ten dokończy swoje krwawe łowy.
Historia w Prey nie wykracza poza zwykły pretekst, aby rozpocząć zabawę w kotka i myszkę, w której tylko jedna ze stron może wyjść zwycięsko. Jeżeli w Predatorze z 2018 roku narzekaliście na miałką i pozbawioną sensu fabułę, w najnowszym odcinku franczyzy nie otrzymacie niczego więcej. Twórcom przyświecał dokładnie ten sam cel, aby jak najszybciej doprowadzić do starcia międzygalaktycznego łowcy z bohaterami i rozpocząć prawdziwe igrzyska śmierci pośród malowniczych krajobrazów północnej Ameryki. I nie byłoby w tym nic złego, w końcu wiele współczesnych akcyjniaków wcale nie przejmuje się fabularnymi zawiłościami z długimi i skomplikowanymi dialogami pełnymi ekspozycji. Wrzucają widza w sam środek akcji, raz na jakiś czas przerywając widowiskowe pojedynki jakimikolwiek rozmowami. Ten sam schemat wykorzystał reżyser Dan Trachtenberg, który jednak posunął się o dwa kroki za daleko.
GramTV przedstawia:
Wszystko dlatego, że Prey jest historią o Naru, która spycha w cień Predatora. Nikt się tu nie przejmuje, aby jakkolwiek zarysować wątek kosmicznego łowcy, tłumacząc w jaki sposób trafił na Ziemię, ani też jaki jest jego prawdziwy cel. Zamiast tego otrzymujemy krótką scenę podkreślającą, kto jest nowym drapieżnikiem alfa. Pomimo wielu scen, w których Trachtenberg próbuje budować napięcie, a jak wiemy z Cloverfield Lane 10, doskonale potrafi to robić, postać Predatora nie została odpowiednio wykorzystana. Twórcy wykorzystują te same sztuczki do zaprezentowania zagrożenia ze strony tajemniczego kosmity, które go osławiły i zapewniły miejsce w panteonie największych filmowych sław, tylko te 35 lat później na nikim nie zrobią już wrażenia. Prey jest do bólu bezpieczny w swoich założeniach, nie pozwalając na wykorzystanie jakichkolwiek pokładów kreatywności, aby nieco inaczej podejść do tematu Predatora.
Rodzi to niestety sporo naiwnych fabularnych wytrychów, które mają nie pozwolić, aby film zakończył się już w pierwszych trzydziestu minutach. Jednak już pierwszy kultowy film prezentował Predatora jako idealnego łowcę, który co prawda posiadał słabe strony, ale potrafił wykorzystać posiadaną technologię, ukształtowanie terenu czy własny spryt. Wydaje mi się, że z każdym kolejnym filmem Predator staje się coraz głupszy. Oczywiście za każdym razem jest to inny przedstawiciel tego samego gatunku, ale wciąż nie tłumaczy to, czemu w Prey ten legendarny łowca zachowuje się jak zupełny amator. Predator celowo został odarty ze swoich największych atutów, aby bohaterowie mieli z nim jakiekolwiek szanse. Mimo to ciężko nie odnieść wrażenia, że coś tu wyraźnie nie gra, a najlepszym tego dowodem jest uczynienie z Predatora “seksisty”, który ignoruje Naru jako potencjalne zagrożenie, uważając ją za zbyt słabą, aby mogła mu zagrozić. Łatwo się domyślić, że nie była to jego najlepsza decyzja.
Współczesny świat nie potrzebuje mięśniaków o szerokości trzydrzwiowej szafy. Tacy bohaterowie stali się ostatnio domeną kina superbohaterskiego, pozwalając bohaterom w innych produkcjach posiadać proporcje ciała choć trochę zbliżone do przeciętnego mieszkańca tej planety. Nie dziwi więc, że w feministycznym duchu otrzymujemy historię o niedocenionej kobiecie, która pragnie wszystkim udowodnić, a szczególnie samej sobie, że jest równa mężczyznom. Prey jest więc zarówno kinem współczesnego nurtu kobiecego, prezentującego silną, niezależną i pewną siebie dziewczynę, przy jednoczesnym zaoferowaniu klasycznego kina zemsty. Jak wiemy z takich produkcji, jak Atomic Blonde, czy horroru Zabawa w pochowanego, jest to odpowiednia mieszanka, aby zafundować emocjonującą zabawę.
To chyba przespałeś ostatnie kilka(naście) lat. Ostatnimi czasy popularne jest robienie filmów z żeńską obsadą gdzie w oryginale byli mężczyźni. Kilka przykładów tak na szybko: Ocean's Eight, Ghostbusters (2016 r.), Najnowsza trylogia Gwiezdnych Wojen i Predator.
Silverburg napisał:
"Feministycznego manifestu".... czy każdy film, gdzie główną bohaterką jest kobieta jest dla Ciebie feministycznym manifestem? Czy w takim razie oryginalny Predator z 1987 był gejowskim manifestem? (w końcu występowali tam sami mężczyźni). Człowieku, wyluzuj. Nie podobał Ci się film - spoko, ale nie musisz tłumaczyć wydumaną propagandą wszystkiego, co Ci się nie podoba.
Możliwe, że coś mnie ominąło, ale miałem wrażenie, że w predatorze żeńska postać nie jest tam dla samej idei zastąpienia męskich postaci żeńskimi, tak jak np. w Ghostbusters lub Ocean's Eight.
Karanthir666
Gramowicz
14/08/2022 15:25
Silverburg napisał:
"Feministycznego manifestu".... czy każdy film, gdzie główną bohaterką jest kobieta jest dla Ciebie feministycznym manifestem? Czy w takim razie oryginalny Predator z 1987 był gejowskim manifestem? (w końcu występowali tam sami mężczyźni). Człowieku, wyluzuj. Nie podobał Ci się film - spoko, ale nie musisz tłumaczyć wydumaną propagandą wszystkiego, co Ci się nie podoba.
To chyba przespałeś ostatnie kilka(naście) lat. Ostatnimi czasy popularne jest robienie filmów z żeńską obsadą gdzie w oryginale byli mężczyźni. Kilka przykładów tak na szybko: Ocean's Eight, Ghostbusters (2016 r.), Najnowsza trylogia Gwiezdnych Wojen i Predator.
Silverburg
Gramowicz
12/08/2022 10:29
naczelnyk napisał:
Fabuła słaba, z feministycznego manifestu niechcący wyszła groteska: przez rozbuchane ego głównej bohaterki ginie najlepszy i najwartościowszy łowca plemienia - jej brat wraz z resztą myśliwych. Scena, w której pozostali członkowie plemienia (kobiety, dzieci, starcy) wiwatują na widok głowy predatora - który im nie zagrażał, zamiast martwić się, że plemię skazane jest głodową śmierć i wymarcie jest po prostu żałosna.
"Feministycznego manifestu".... czy każdy film, gdzie główną bohaterką jest kobieta jest dla Ciebie feministycznym manifestem? Czy w takim razie oryginalny Predator z 1987 był gejowskim manifestem? (w końcu występowali tam sami mężczyźni). Człowieku, wyluzuj. Nie podobał Ci się film - spoko, ale nie musisz tłumaczyć wydumaną propagandą wszystkiego, co Ci się nie podoba.