Doskonale, jako przedstawiciele starego i zatwardziałego postnukleranego fandomu, zdajemy sobie sprawę z faktu, na jak śliski grunt weszła ta firma. Mimo wszelakich zapewnień, wciąż mamy wrażenie, że do czasu publikacji gry jesienią 2008 roku, najlepsza ilustracją muzyczną dla poczynań tejże firmy jest kawałek Jethro Tull „Skating Away On The Thin Ice Of The New Day”. Jednak, nie raz zadziwieni podejściem niektórych developerów, wciąż mamy nadzieję, że mimo rewolucyjnych zmian, gra nosząca tytuł Fallout 3, będzie tytułem, który – ujrzawszy światło dzienne – pozwoli po raz kolejny zanurzyć się po same uszy w dusznym i ponurym świecie nuklearnej postapokalipsy.
„I don't want to set the world on fire”
Jedno możemy powiedzieć z czystym sumieniem – naprawdę doceniamy podejście Bethsoftu. Fakt, produkt finalny może się okazać się „profanacją” marki Fallout, jednak czytając zapowiedzi, czy wywiady z twórcami gry, wiemy jedno – podchodzą oni do tematu z należytym szacunkiem i czcią. Tak, tak – zdajemy sobie sprawę, iż jest to – jak każda chyba dziś gra – przede wszystkim produkt komercyjny, mający się dobrze sprzedać. Jednak, po analizie dotychczas opublikowanych faktów, zaczęliśmy wierzyć w spełnienie naszych marzeń. Czego najlepszym przykładem jest nasz kolega Mejste, który podczas targów GC próbował użyć każdego możliwego fortelu i podstępu, aby tylko spędzić kilka kolejnych minut w tajemnej kabinie Bethesdy. Jak się tłumaczył, nie dlatego, że szukał dziury w całym. Po prostu chciał spędzić jeszcze kilka chwil, odseparowany od targowego zgiełku i zanurzony w klimacie. Klimat. To jest właśnie słowo-klucz do falloutowgo świata. A Bethsoft, jak na razie - przynajmniej w tej kwestii - odrabia swoje lekcje wręcz wzorowo. Wyciągnięty z muzycznych archiwów kawałek "I Don't Want To Set The World On Fire" The Ink Spots – który nota bene, miał być muzycznym motywem w pierwszym Falloucie, jest tego najlepszym przykładem. Klimatyczny teaser, który bez problemu można znaleźć w sieci, to kolejny przykład szacunku wobec poprzedników. Każdy jednak mógłby powiedzieć: Bethsoft ma po prostu świetnych speców od marketingu. I miałby zapewne rację. Nam zaś pozostaje jedynie wierzyć, że nie jest to tylko chwyt marketingowy. Jak zaś ma wyglądać nowe oblicze tego – dla wielu graczy – najbardziej kultowego cRPGa na świecie, postaramy się przedstawić w kilku słowach poniżej. Chcielibyśmy tylko podkreślić, że ten tekst będzie nie tyle przedstawieniem planów i obietnic developera, co próbą zastanowienia się, czy projekt pod tytułem Fallout 3 ma jakiekolwiek szanse usatysfakcjonowania fanów cyklu. „I just want to start, A flame in your hart” Rewolucję czas zacząć! Po pierwsze, nowy, trzeci Fallout będzie przede wszystkim grą umieszczoną całkowicie w trójwymiarowym środowisku. Ma być napędzany sławetnym – choć podobno lepiej zoptymalizowanym i zmodyfikowanym – silnikiem, znanym z czwartej odsłony cyklu Elder Scrolls. Oblivion był swego czasu jednym z najlepszych istniejących benchmarków – jeśli miało się kompa, na którym gra wyciągała średnio 20 fpsów, można było uważać się za szczęśliwca i posiadacza wypasionego sprzętu. Każdy, kto widział tę grę, powinien podrapać się teraz w głowę i zapytać: jakim cudem te przesłodzone, śliczne obrazki mają zamienić się w ponury, brudny i chropowaty świat postapokalipsy? A jednak. Co prawda nieliczni mieli dotychczas okazję zobaczyć przybrudzone Gamebryo w akcji, jednak każdy z tych szczęśliwców twierdzi, iż... tutaj zaczyna nam brakować słów by to opisać. Nie dlatego, że jest tak źle. Wręcz przeciwnie. Z zapowiedzi wynika, że ekipa Bethesdy wyciągnęła wnioski z krytycznych opinii na temat Obliviona. Co prawda nikt z developerów nie powiedział tego wprost, ale łatwo się domyślić, że ostatni dodatek do gry był swego rodzaju poligonem. Poligonem na którym testowano chociażby NPCów, których – o dziwo! – można było odróżnić od całej reszty i nawet zapamiętać imiona niektórych z nich. Jak wiadomo, Fallout charakterystycznymi bohaterami niezależnymi stoi. Więc choćby w tej kwestii Beth nie może liczyć na taryfę ulgową i nijakość, tak charakterystyczną dla „podstawki” Obliviona. Stąd jedną z najbardziej podkreślanych w wywiadach i zapowiedziach kwestii jest właśnie postawienie na jakość w przypadku bohaterów niezależnych – „A imię nasze: legion” ma być zastąpione niepowtarzalnością i klimatem. Postacie zaludniające świat mają należeć do grupy tych, których imiona i nazwiska – jak miało to miejsce w dwóch pierwszych grach – pamiętać będziemy jeszcze długo po zakończeniu rozgrywki. Jednego nie można zespołowi tworzącemu grę odmówić – naprawdę starają się, aby produkt finalny był nie tylko komercyjnym sukcesem, ale również zadowolił zatwardziałych fanów pierwszych odsłon serii. Zdajemy sobie sprawę, iż ujmując to w ten sposób wkraczamy na grząski grunt, ponieważ F3 już został przekreślony przez najbardziej fanatycznych miłośników rzutu izometrycznego. Po pierwsze jednak, nie oceniajmy czegoś, co jeszcze nie ujrzało światła dziennego, po drugie zaś – dajmy im szansę. Tym bardziej, ze w roku 2008 nie ma co liczyć na wydanie gry opartej na anachronicznym – choć klimatycznym – silniku. Owszem, boimy się nieco tego, że F3 może okazać się jedynie osadzoną w klimacie strzelanką... „I've lost all ambition for worldly acclaim” Spójrzmy teraz, cóż takiego obiecują nam producenci. Po pierwsze, świat przedstawiony obserwować będziemy mogli oczami bohatera, lub też zza jego pleców. To właśnie jeden z koronnych argumentów wszystkich sceptyków, bojących się, iż gra będzie po prostu Oblivionem w zmienionych dekoracjach. My jednak, jak już nie raz wspominaliśmy, chcemy dać Beth szansę – czy naprawdę kwestia innej perspektywy, z której będziemy obserwować otaczający nas świat jest tak ważna? Przecież, do diabła, w Falloucie liczy się przede wszystkim klimat i „mięso”. Naprawdę, to czy będzie to gra tekstowa, czy quasi-shooter z wypasiona grafiką nie jest ważne. Ważne jest, aby było falloutowo. A może być. Choćby sama mechanika, oparta na starym, dobrym SPECIALu, skillach i perkach. Wszystkie charakterystyki, informacje o questach i znalezione podczas gry dokumenty będziemy mogli przeglądać w oknie najnowszego modelu PIP-Boya. Jeśli chodzi o same zadania, to zgodnie z kanonem, mają one charakteryzować się przynajmniej kilkoma możliwościami rozwiązania. Poza tym, wykonując część z nich, w odczuwalny sposób mamy wpływać zarówno na otaczający nas świat, jak i jego stosunek do nas. Z zapowiedzi wynika, że nasza droga do finału opowieści ma przebiegać dokładnie takimi ścieżkami, jakie sami wytyczymy. Wszystko to w atmosferze, która ma być wypełniona narkotykami i postnuklearnym – niekiedy wulgarnym – slangiem.Jednym z najważniejszych aspektów Fallouta była zawsze walka. W najnowszej odsłonie mamy mieć do czynienia z quasi-turowym trybem, opierającym się na zasadzie aktywnej pauzy. System, ochrzczony przez twórców mianem VATS (Vault-tec Assisted Targeting System), pozwala nam zatrzymać grę przy zmianie tury, aby na przykład móc wyznaczyć lokację, w którą chcemy trafić. Wszelkie spektakularne trafienia, oglądać będziemy w trybie slow motion, „okiem” wirtualnej kamery krążącej wokół masakrowanego pechowca.
„I'll have reached the goal I'm dreaming of, Believe me!”
Fallout 3 nadchodzi. Jesienią 2008 roku będziemy mogli przekonać się, czy firmie Bethesda udało się zmierzyć z jedną z największych legend w historii komputerowej rozgrywki . Patrząc na dotychczas zaprezentowane materiały, modlimy się wręcz, aby wszelkie zapowiedzi okazały się nie tylko chwytem marketingowym. Bo, jak każdy fan serii, chcielibyśmy znów zanurzyć się w tym fascynującym, mrocznym świecie. Boimy się, ale równocześnie z drżeniem rąk, po raz kolejny odświeżamy oficjalną stronę, chłonąc głodnym wzrokiem każdą nową wiadomość. I wciąż, nieustannie, mamy nadzieję...