Kiedy na drodze grupki młodych ludzi staje obca cywilizacja, nie może z tego wyniknąć nic dobrego. No chyba, że mówimy o jatce w Final Exam.
Kiedy na drodze grupki młodych ludzi staje obca cywilizacja, nie może z tego wyniknąć nic dobrego. No chyba, że mówimy o jatce w Final Exam.
Final Exam to side-scroller 2,5 D, w którym oprócz eksterminacji wroga zajmujemy się eksploracją terenu w poszukiwaniu rozwiązań na przejście do zamkniętej na początku strefy. A to drzwi się zatrzasnęły i musimy zapewnić paliwo zasilającemu je akumulatorowi, a to pewien wehikuł szalonego konstruktora potrzebuje jeszcze kilku rozsianych po poziomie części, a to trzeba przyprowadzić zagubione dzieci do gimbusa. Pomysły twórców są całkiem udane, choć nie sposób nie zauważyć, że każdy poziom oparty jest na praktycznie tym samym schemacie. Co więcej, jedyną przeszkodę w realizacji celów stanowią wspomniane potwory. Tym większa szkoda, że twórcy nie wysilili się i nie zaserwowali nam interesujących łamigłówek choćby na kształt tych z The Cave. Nie musiałyby one nawet pojawiać się w takim natężeniu, jak w produkcji Rona Gilberta i Double Fine, ale przydałyby się jako urozmaicenie rozgrywki.
Winę za taki stan rzeczy ponoszą proste konstrukcje poziomów, zwykle kilkupoziomowych, gdzie na wyższe bądź niższe kondygnacje przemieszczamy się najczęściej po schodach lub drabinach. Nie trzeba odkrywać ukrytych przejść, nie ma żadnych przełączników, które tylko w odpowiedniej konfiguracji pozwolą nam przedostać się w pożądane miejsce. Do tego wszystkiego dochodzą wskaźniki, które pokazują, w którą stronę mamy podążać, by dostać się do miejsca pozwalającego popchnąć misję w przód. Dobrze chociaż, że twórcy nakłaniają nas do eksploracji poprzez rozmieszczeniu na każdej planszy przedmiotów, których skompletowanie umożliwia rozwinięcie swojej postaci. Same lokacje też zresztą prezentują nierówny poziom - niektóre są wręcz zbyt zwyczajne, inne z kolei, jak chociażby lunapark, oferują moc atrakcji.
Nie ulega jednak wątpliwości, że solą Final Exam - tym bardziej, że pozostałe aspekty pełnią rolę marginalną - jest walka. To właśnie starcia z przeciwnikiem stanowią prawdziwą siłę tego tytułu. Gracz dysponuje bronią białą (pałka z kolcami, tasak, długi nóż), palną (shotgun, pistolet, maszynówka) i rzucaną (granaty, koktajle Mołotowa, rozstawione po planszy beczki z benzyną). Do tego dochodzą ciosy specjalne bohaterów czy możliwość chwycenia przeciwnika i rzucenia go w tłum nadbiegających kreatur. Zróżnicowanie przeciwników wymusza na nas używanie wszystkich rodzajów oręża. Są potwory korzystające z siły własnych kończyn, ale i takie, które trzymają się na odległość, latające, a nawet osiadające na suficie i ostrzeliwujące nas z tego poziomu żrącą wydzieliną. Walki są naprawdę intensywne, a zwykłe klikanie lewego przycisku myszy nie da nam szans na przetrwanie. Trzeba skakać, stosować kombinacje i ciosy specjalne, ciskać granatami i strzelać do oddalonego nieprzyjaciela. Manewrów ofensywnych jest naprawdę sporo i mają szerokie zastosowanie. Zabawa nabiera dodatkowego smaczku w kooperacji, gdzie użytkownicy rywalizują nie tylko z potworami, ale także ze sobą - o jak największą zdobycz punktową. Co więcej, na każdym poziomie Mighty Rocket Studio przygotowało sekwencję, gdzie rozgrywka zmienia swój charakter. Na dachu pędzącego metra skupiamy się na unikaniu zbliżających się metalowych barierek, a chwytając działko, z którego eksterminujemy nadlatujących wrogów, czujemy się przez chwilę jakbyśmy grali w Asteroids.Final Exam oferuje też rozbudowany, jak na swoje własne gabaryty, system rozwoju postaci. Każdy bohater opisany jest czterema cechami, które na starcie są zróżnicowane. Jeden dysponuje większą siłą, która determinuje go do walki wręcz; drugi ma bardziej rozwiniętą celność, co gwarantuje większe szkody wyrządzone przeciwnikowi po użyciu broni palnej; trzeci to spec od ładunków wybuchowych; jedyna w tym gronie dama ma z kolei na początku wszystkie cechy rozwinięte po równo. Czwartym atrybutem jest poziom życia. Oprócz tego każda z postaci dysponuje rozbudowanym drzewkiem umiejętności. Niestety - na tym polu wychodzi dość poważna wada Final Exam. Oprócz umiejętności specjalnych, które w gruncie rzeczy też różnią się jedynie animacją, drzewka te są do siebie bardzo podobne, a to zniechęca do przejścia gry każdą postacią przynajmniej raz. Twórcom jakby zabrakło pomysłu na większe zróżnicowanie specjalnych zdolności poszczególnych bohaterów. Nie zmienia to jednak faktu, że przy pierwszym przejściu odblokowywanie nowych umiejętności, a potem wcielanie ich w życie, sprawia masę frajdy.
Grafika nie jest z pewnością najmocniejszą stroną Final Exam - nieco kanciasta, z ubogimi tłami, nieumywającymi się chociażby do tych, które mieliśmy okazję podziwiać w Trine, a do tego występują w niej błędy. Kiedy coś niesiemy i przechodzimy akurat pod np. obramowaniem drzwi, możemy być pewni, że przedmiot, który trzymamy nad głową, przeniknie przez framugę. Na niektórych poziomach dominują mdłe, stonowane kolory, inne z kolei wypełnione są intensywnymi, ładnymi barwami. Te ostatnie prezentują się znacznie korzystniej. Animacje również nie są dziełem sztuki, ale wyglądają w miarę płynnie, a niektóre ciosy specjalne prezentują się bardzo efektownie. W czasach, gdy oferta side-scrollerów 2,5 D jest nader bogata, Final Exam nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale to wciąż solidna produkcja, która zwłaszcza w co-opie gwarantuje kawał dobrej zabawy - a o to przecież w tego typu grach chodzi przede wszystkim. Nie znajdziemy w niej patosu ani zawiłości fabularnych, ale świetnie sprawdza się w roli uwalniacza stresu. Nadaje się znakomicie na te krótsze posiadówy ze znajomymi; przy dłuższych przejść można od razu całą grę - ukończenie ośmiu misji nie powinno bowiem zająć więcej niż pięć godzin. Final Exam to typowa gra na siódemkę - i z taką właśnie oceną kończy. Wypełnia jak należy swoje podstawowe funkcje, ale brakuje jej głębi, by móc zasłużyć na wyższą notę.