World of Warplanes - recenzja

Sławek Serafin
2013/11/30 11:55

Jak twórcy World of Tanks, specjaliści od czołgów, poradzili sobie z samolotami?

Na pewno wiecie, jak wygląda gra w "tchórza", choćby z amerykańskich filmów. Dwa samochody jadą na siebie z przeciwnych stron i wygrywa ten gość, który nie skręci, żeby uniknąć zderzenia. Wyjątkowo durna rozrywka, ale warto ją przywołać w kontekście World of Warplanes. W tej grze bowiem starcia czołowe, w który dwa samoloty lecą prosto na siebie, grzejąc ze wszystkich działek, są na porządku dziennym. I zwykle kończą się zniszczeniem obu maszyn. Nie dlatego, że żaden z pilotów nie stchórzył i nie skręcił, oj nie. Samoloty zderzają się nosami, bo niestety tutaj nie da się skręcić w ostatniej chwili - manewr trzeba by zacząć w odległości dobrych kilkuset metrów, oczywiście wystawiając się na ostrzał przeciwnika. Nie ma szans by zrobić szybki unik tuż przed zderzeniem, bo przecież nie pilotujemy zwinnego myśliwca, tylko... czołg ze skrzydłami.

World of Warplanes - recenzja

World of Warplanes to gra, która nie jest jakoś szczególnie zła, tylko ma pecha. Podwójnego na dodatek. Po pierwsze i najważniejsze, ma bezpośredniego konkurenta, który przewyższa ją pod dosłownie każdym aspektem - War Thunder to także darmowa, wieloosobowa, lotnicza strzelanka, tyle że dużo bogatsza i dużo lepsza od World of Warplanes. Nie jestem w stanie wymyślić choćby jednego powodu, dla którego powinno się wybrać właśnie World of Warplanes, a nie War Thunder, jeśli chce się polatać i postrzelać do klasycznych maszyn z II wojny światowej. Pewnie dlatego, że takiego powodu nie ma, a gra twórców World of Tanks po prostu kryje się w cieniu swego rywala. I dzieje się tak po części także dlatego, że jest to właśnie gra twórców World of Tanks. To drugi pech, kula u drugiej nogi biednego World of Warplanes. Białoruski Wargaming wykorzystał przy projektowaniu nowej gry nie tylko doświadczenia płynące ze starej, ale też opracowaną na jej potrzeby technologię. Jedno i drugie zawiodło, niestety. Ale może po kolei.

World of Warplanes to gra sieciowa, wieloosobowa, w której gracze biorą udział w lotniczych bitwach z czasów II wojny światowej. Piętnaście osób po każdej stronie, każdy w swojej wychuchanej, wypieszczonej maszynie, bój na śmierć i życie. Pomysł dokładnie taki sam, jak ten z niesamowicie popularnego World of Tanks, tyle że zamiast tygrysów i T-34 tutaj są mustangi, Bf-109 i kilkadziesiąt innych samolotów. W sumie w tym momencie dostępne są maszyny pięciu różnych nacji - amerykańskie, brytyjskie, japońskie, niemieckie i radzieckie. Każde z państw ma swoje własne drzewko technologiczne, mniej lub bardziej rozgałęzione, podzielone na dziesięć kolejnych stopni zaawansowania. Każdy gracz zaczyna z darmowym samolotem pierwszego stopnia, rachitycznym dwupłatem i powoli pnie się na wyższe stopnie rozgrywając kolejne bitwy. W każdej z nich zdobywa punkty doświadczenia oraz srebro. Dzięki tym pierwszym może opracować nowe, lepsze podzespoły do swojej maszyny - wydajniejszy silnik, bardziej szybkostrzelne karabiny, lub też odporniejszy na uszkodzenia kadłub. Punkty doświadczenia, w dużej ilości, potrzebne są też by odblokować samolot wyższego poziomu. A za srebro go kupimy, podobnie jak opracowane wcześniej podzespoły. System jest prosty, czytelny i fani World of Tanks doskonale go znają, bo niczym się nie różni, jeśli chodzi o zasady działania, od tego funkcjonującego w ich ulubionej grze.

I w World of Warplanes ta koncepcja rozwijania i odblokowywania nowych samolotów jest równie atrakcyjna. Dużą satysfakcję daje uzbieranie punktów i pieniędzy na nowy samolot, czy w ogóle na cokolwiek nowego. Pragnienie rozwijania swoich maszyn daje motywację do gry, do osiągania jak najlepszych wyników w kolejnych bitwach. Ten uzależniający aspekt, przeniesiony importem z World of Tanks, działa również odnośnie samolotów. Niestety, podobnie jak w przypadku starszego brata, po jakimś czasie okazuje się, że radość i ekscytacja jaką daje zdobywanie nowych zabawek zostanie przygnieciona przez coraz bardziej żmudne ciułanie grosza. Każdy kolejny poziom samolotów jest coraz droższy i ilość czasu potrzebnego na zdobycie go rośnie wykładniczo - pierwszych pięć można osiągnąć w ciągu kilku dni niezbyt intensywnego grania, ale potem trzeba się już liczyć z całymi tygodniami, albo i nawet miesiącami, które miną, nim dotrzemy do najwyższych poziomów i najlepszych samolotów. Dodatkowo jest to coraz mniej opłacalne - samoloty z niższych poziomów "zarabiają na siebie" nawet w przypadku przegranych bitew. Jeśli nic nie zdziałamy, tylko głupio zginiemy, koszt naprawy zniszczonego samolotu oraz uzupełnienia amunicji i tak będzie niższy niż nagroda za wzięcie udziału w starciu. Na wyższych poziomach to się zmienia niestety i trzeba albo odnieść duży sukces w danej bitwie, albo powetować sobie straty rozgrywając kilka starć w celach zarobkowych samolotami z niższych poziomów zaawansowania. Można też zapłacić za konto premium, dzięki któremu zarabia się więcej na każdej bitwie - ale nawet ono nie ustrzeże nas przed ponoszeniem dużych strat w przypadku porażek najbardziej zaawansowanych samolotów. A przynajmniej tak się wydaje, bo na razie jeszcze prawie nikt tych samolotów nie ma - jestem jednak pewien, że sytuacja będzie tutaj wyglądała tak samo jak w World of Tanks. Zwłaszcza, że już w okolicy IV i V poziomu można tak pechowo przegrać bitwę, że wyjdzie się w niej na minus.

Ogólnie jednak cała zabawa w rozwijanie i ulepszanie samolotów nie jest zła, nawet jeśli ekonomia doświadczenia i srebra w zasadzie wymusza opłacanie konta premium. Problem World of Warplanes leży gdzie indziej - w bitwach. Wspomniałem już, że tutaj pokrewieństwo z World of Tanks wychodzi grze bokiem, prawda? Ale jak dokładnie? Cóż, przede wszystkim dlatego, że autorzy potraktowali samoloty jak "czołgi ze skrzydłami", jak sami stwierdzili. To zabawne porównanie przestaje być śmieszne, gdy tylko siądziemy za sterami dowolnej maszyny i okaże się, że zamiast szybkim, zwrotnym, opływowym myśliwcem, sterujemy kanciastą bryłą betonu przedzierającą się przez przezroczysty kisiel. Maszyny reagują tutaj tak ospale i z takim opóźnieniem, że trzeba się na nowo nauczyć latać. I unikać jak ognia starć czołowych, o których pisałem na początku - żadna z maszyn, nawet najbardziej zwinne dwupłatowce, nie jest fizycznie w stanie zrobić szybkiego uniku, by zapobiec kolizji. Próbowałem dziesiątki razy skręcać w ostatniej chwili, na boki, w górę i w dół - bez efektu. Zawsze następowało zderzenie i zniszczenie obu samolotów. I nie tylko w takiej sytuacji - zderzenia przypadkowe, także z sojusznikami, są tutaj bardzo częste i prawie nigdy nie da się ich uniknąć, właśnie dlatego, że samoloty są tak nieprawdopodobnie ociężałe. Gdy chodziło o czołgi, to akurat owo poczucie dużej masy i bezwładności nadawało grze autentyzmu i klimatu - ale samolotom to nie posłużyło, wręcz przeciwnie, nie można było zrobić niczego gorszego niż takie obciążenie. Manewrowanie w World of Warplanes boli, podobnie jak akrobacje. Najskuteczniejsza taktyka to tak zwany "boom and zoom", czyli przeprowadzane z dużej wysokości ataki z lotu nurkowego, z jednym podejściem do celu, długą niszczycielską serią, a potem oddalenie się z wykorzystaniem przewagi prędkości, nabranie wysokości i powtórzenie całej operacji od nowa. Najbardziej celują w tym ciężkie, dwusilnikowe myśliwce, takie jak Bf-110, oraz szybkie, ale mało zwrotne myśliwce odrzutowe z najwyższych poziomów - i to one właśnie są królami World of Warplanes. Tyle, że po starciach lotniczych z II wojny światowej ktoś mógłby się jednak spodziewać emocjonujących walk kołowych i szalonych akrobacji. Takich jak w War Thunder na przykład, w którym dla odmiany samoloty reagują błyskawicznie i są dokładnie tak zwrotne, jak być powinny.

GramTV przedstawia:

Kwestię ociężałych samolotów można by jeszcze pominąć przy odpowiedniej dozie dobrej woli. Wszystkie są tak samo nieruchawe, co wyrównuje szanse wszystkim graczom i koniec końców sprawa sprowadza się do przyzwyczajenia się do latania jak mucha w smole. Po kilkudziesięciu rozegranych bitwach sam do tego przywykłem, choć nadal zdarzały mi się irytujące zderzenia z wrogami i sojusznikami, których powinno się dać uniknąć. Ale kit z tym. World of Warplanes ma poważniejsze problemy niż samoloty z betonu. Jak choćby wzięty prosto z czołgów system uszkodzeń maszyn. Każdy samolot ma określoną liczbę punktów wytrzymałości. Trafianie go pociskami z działek i karabinów mu te punkty odbiera, co jest dość oczywiste. Tyle, że nie ma większego znaczenia gdzie i jak go trafiamy. Model zniszczeń mamy tutaj wyjątkowo prosty - jest co prawda szansa na awarię silnika, zranienie pilota czy podpalenie maszyny, ale uszkodzenia jako takie nie są odpowiednio rozlokowane. I poza smugą dymu z uszkodzonego silnika, również niewidoczne. Wiem, że to nudne się robi, gdy znów przywołuję porównanie z War Thunder, ale tam ta kwestia rozwiązana jest nieskończenie lepiej - samolot został podzielony na poszczególne sekcje i trafienie w każdą z nich uszkadza właśnie ją. Jeśli walniemy serię prosto w kokpit, to zabijemy pilota, jeśli poślemy ją w silnik, to albo go mocno uszkodzimy, albo wręcz zniszczymy, a gdy puścimy ją w skrzydło to... tylko narobimy dziur w poszyciu. No, może uszkodzimy lotki i "okulawimy przeciwnika", jak będziemy mieli szczęście. Model zniszczeń w War Thunder jest rozbudowany i na dodatek każde uszkodzenie maszyny widać gołym okiem. A w World of Warplanes? Tu jest jak w World of Tanks - samolot albo jest cały, albo zniszczony, wizualnie nie ma żadnych stanów przejściowych. No i zniszczenia nie dotyczą konkretnych części płatowca, bo jest on traktowany jak jedna bryła z taką a taką ilością "punktów życia". Prymitywne rozwiązanie, niestety. I nie ostatnie takie.

Najgorsze w World of Warplanes jest chyba jednak to, że bitwy są diabelnie... nudne. Wszystko można by grze wybaczyć, ale tego nie. Silnik graficzny przejęty z World of Tanks chyba nie daje rady jeśli chodzi o kreację dużych, ciekawych map. Wszystkie są niewielkie i płaskie. Płaskie nie w sensie samego ukształtowania terenu, bo są tu pagórki, kaniony, wyspy i tak dalej, ale dlatego, że ten teren nie odgrywa żadnej roli w samej bitwie. Nie ma tu nic wystarczająco wysokiego, by stanowiło ważną z punktu widzenia taktyki przeszkodę. Nie ma też zbyt wielu powodów, by schodzić na dłużej na niski pułap, gdzie trzeba brać pod uwagę ukształtowanie terenu. Prawie każda bitwa kończy się jedną wielką kotłowaniną wszystkich maszyn, a cała taktyka ogranicza się do nabrania wysokości na początku i wykorzystania tej przewagi do wykonania pierwszego ataku z lotu nurkowego - potem już sytuacja rozwija się chaotycznie i bardzo szybko. Bitwy najczęściej kończą się tutaj w kilka minut i naprawdę trudno jest się nimi emocjonować, bo wszystkie są takie same. W World of Tanks było inaczej - w zależności od mapy rozgrywka miała inne tempo i inny charakter. Inaczej jest też u konkurencji - War Thunder nie tylko w o wiele lepszy sposób wykorzystuje mapy i teren, ale też oferuje zróżnicowane cele misji, od niszczenia celów naziemnych do zajmowania lotnisk. A tutaj? Tutaj mamy deathmatch, bo najpewniej wygrywa ten, kto zestrzeli wszystkich przeciwników.

Owszem, są także cele naziemne, których niszczenie nawet odgrywa jakąś tam rolę w nie do końca jasnym uzyskiwaniu przewagi w grze. Problem w tym, że tych celów jest zaledwie kilkanaście i na dodatek są statyczne, więc rozwalanie ich nie jest żadnym wyzwaniem. A już na pewno nie dla bardziej zaawansowanych samolotów, które mogą zabrać na pokład więcej bomb i rakiet oraz mają działka, za pomocą których da się niszczyć cele na ziemi bez większych trudności. W porównaniu do polowań na czołgi czy ataków torpedowych na okręty, w jakich celuje War Thunder, World of Warplanes wypada bardzo, bardzo blado. Co zresztą nas już chyba nie dziwi, prawda?

Jak już wspomniałem, World of Warplanes to gra bardzo pechowa. Gdyby stworzyli ją specjaliści od lotniczych symulacji, a nie od czołgów, za pomocą odpowiedniej technologii, mogłaby być lepsza i bogatsza sama w sobie. A gdyby nie miała konkurenta wyprodukowanego przez specjalistów od lotniczych symulacji za pomocą odpowiedniej technologii, to nie wyglądałaby przy nim jak ubogi, brudny i prawdopodobnie niepiśmienny kuzyn z prowincji. World of Warplanes wyjęte z kontekstu i traktowane jak jedyna tego rodzaju gra na świecie można by nazwać produkcją przeciętną. Ale kontekst istnieje i tego się nie da ukryć - War Thunder jest o wiele lepszy pod każdym względem i granie w World of Warplanes nie ma najmniejszego sensu. Tak po prostu.

6,5
Drugi na podium w konkurencji, w której zwycięzca bierze wszystko
Plusy
  • za darmo
  • system rozwijania technologii i zdobywania samolotów nieźle motywuje do grania
  • sporo klasycznych maszyn z II wojny światowej
  • wspólne konto i ekonomia z World of Tanks
Minusy
  • ciężkie, betonowe samoloty
  • za prosty model uszkodzeń
  • małe mapy z terenem, który nie odgrywa żadnej roli
  • każda bitwa jest taka sama, szybko wkrada się nuda
  • ktoś inny już zrobił to samo, tyle że dużo lepiej
Komentarze
22
lankor
Gramowicz
03/12/2022 18:39

wartości samolotów mają się nijak do lotu w grze

samoloty "prezenty" są niemal niepokonane, mają tak znaczną przewagę że gra nie ma sensu jesteś jak kaczka przy nich do tego wadliwy matchmaking i można darować sobie tę grę.

Uruchamiasz grę czekasz.....

logujesz się czekasz.....

wybierasz samolot i wchodzisz do bitwy czekasz.....

rozpoczynasz bitwę czekasz.....

kończysz bitwę czekasz......

czekasz na wyniki czekasz!!!!!!!!

czekasz czekasz czekasz !!!!!!!

po drugie gra jest bardzo droga kosztuje o wiele więcej niż inne gry a free to play, to jest żart, żart który zrozumiesz jak będziesz chciał osiągnąć coś więcej niż wprowadzenie, pazerna polityka twórców nie ogranicza się do zapłacenia raz, będziesz musiał płaci wiele razy i to kwoty za które kupisz grę konkurencyjną. za ten manewr zdecydowanie nie polecam,

balansowanie szans i uzbrojenia to porażka.!!!!!!!

nieuczciwy system dobierania przeciwników podstępny nastawiony na zysk styl gry.

brak kampanii tylko płać płać i płać i czekaj.

EvilMan220v
Gramowicz
11/12/2013 14:17

Szczerze... od samych sreenów z gry odechciało mi się szukać instalatora... gram od paru miechów w WT.... a tu ja widzę cukierkowo pomalowane "samolociki"... takie słitaśne... jakby mała dziewczynka farbkami plakatowymi pomaziała... szok... mapy krajobrazy to "akwarela"... nic się nie ima do WT... w zasadzie WT nie ma jakiegoś super szału z grafiką... ale w porównaniu do tego cuś... to niebo a ziemia...Kolejna sprawa widać tu konstrukcje w sferach marzeń konstruktorów... jak zobaczyłem F5U to padłem i długo zbierałem się z podłogi z powodu skurczu przepony....Ktoś twierdzi, że WT trudno się lata? odpalić AB i się przyjemnie lata...Aż dziw, że tak duże noty dostała gra... autor recenzji nie chciał chyba pogrążać cud malinkę wargam... ale jest rozgrzeszony widać do czego pije... tak w tej walce WT wygrywa z tymi latającymi pisankami...

Usunięty
Usunięty
04/12/2013 10:35

No nic, gry powinno się robić na miarę swoich możliwości a widać, że WoWp chyba przerosło ludzi z Wargameing-u




Trwa Wczytywanie