Hej ho, hej ho, na wojnę by się szło! Ale czemu na tę jedną tak rzadko?
Hej ho, hej ho, na wojnę by się szło! Ale czemu na tę jedną tak rzadko?
Pierwsza wojna światowa nie gościła w grach zbyt często z prostego powodu - ten jeden z najważniejszych konfliktów w historii naszej nieustannie targanej konfliktami planety to kiepski materiał na grę wideo. Wróć, na standardową, wojenną grę wideo. Wiecie, taką ze strzelaniem, rzucaniem granatów, bieganiem i wybuchami. Strzelanka w klimatach I w.ś. musiałaby mieć zgoła odmienny przebieg. Przesiedź w okopie pierwsze osiem godzin, potem z niego wybiegnij i zgiń po pokonaniu 10 metrów. Niezbyt kusząca wizja, prawda? - pisałem w recenzji Valiant Hearts.
Trudności z przełożeniem tak archaicznego konfliktu na język gier wideo to z pewnością ważny powód, dla którego producenci omijają "wielką wojnę" szerokim łukiem. Ale czy jedyny?
Przykład Valiant Hearts pokazuje, że aby gra umiejscowiona w okresie pierwszej wojny światowej "zadziałała" musi szukać sposobów na odejście od kojarzonych z grami wojennymi sposobów zabawy. Przyjęło się bowiem, że wojna w grze to strzelanie, więcej strzelania i dużo wybuchów. Ubisoft zaryzykował z przygodówką i choć efekt końcowy zostawia w kwestii mechaniki sporo do życzenia, można uznać, że ryzyko się opłaciło.
Historia gier wideo zna jednak przypadki jeszcze większego ryzyka - próby zrobienia gry o tym konflikcie na zasadach znanych z gier o II w.ś. I tylko od sprytu twórców zależało powodzenie ich produktu. 4X Studios przy okazji całkiem udanego Iron Storm zastosowało wybieg, dzięki któremu udało się odrzeć pierwszą wojnę z jej archaizmów. W grze konflikt bowiem nie skończył się w momencie znanym z podręczników historii, a trwał dalej. Iron Storm rzuca nas do roku 1964, czyli 50. rocznicy jego wybuchu. Pozwoliło to wyciągnąć z I w.ś. wszystko, co najlepsze (walka w okopach w rozsądnych ilościach, gazy bojowe), pozbywając się jednocześnie największych jej bolączek z punktu widzenia graczy (chociażby brak broni automatycznej). To zadziałało.
Rzut oka na listę osadzonych w trakcie pierwszej wojny światowej gier każe dojść do wniosku, że to najlepszy materiał źródłowy dla twórców produkcji strategicznych oraz gier lotniczych. To właśnie do tych dwóch gatunków przynależy najwięcej pozycji z listy. Wśród tych pierwszych godna polecenia jest - według redakcyjnego eksperta w tej dziedzinie, Sławka - przede wszystkim History Line 1914 - 1918. Wśród strzelanek powietrznych szlak przecierał ponad trzy dekady temu Red Baron, jego bodaj najbardziej zasłużonych dziedzicem jest Wings z 1990 roku, a współcześnie honor lotników ratuje Rise of Flight: The First Great Air War.
Co ciekawe jednak, wśród graczy jest popyt na gry w klimatach I w.ś., o czym świadczą amatorskie produkcje jak mod Battlefield 1918 czy pozostająca w fazie bety quasi-amatorska strzelanka symulacyjna Verdun.
Ok, wiemy już co nieco o biorących się za barki z tą trudną tematyką grach. Mielismy jednak szukać powodów, dla których na ten front ruszamy tak rzadko. Winię kilka czynników. Raz, że to już dość odległa przyszłość. Sto lat potrafi zepchnąć pewne wydarzenia w kategorię "dawno i nieprawda". Dwa, że pierwsza wojna światowa - przy całej jej powadze i wpływie na historię - nawet w trakcie jej trwania nie potrafiła zszokować świata tak mocno, jak jej "następczyni". Przekazanie informacji z jednego końca swiata na drugi nie było wówczas ani proste, ani szybkie. Wszystkie przekazy z pola walki docierał do wiadomości publicznej z dużym opóźnieniem, a w wielu przypadkach nie docierały zapewne wcale. To musiało mieć wpływ na postrzeganie wojny.
To też wreszcie konflikt nie tak widowiskowy i spektakularny, jak druga wojna swiatowa. A może inaczej, za sprawą wspomnianego już rozwoju technologicznego nie tak powszechnie znany i upubliczniony. Lata 1914-1918 na pewno obiftowały w tysiące heroicznych wyczynów, ale pamięć o nich siłą rzeczy nie przetrwała tak dobrze, jak wspomnienia lądowania w Normandii, zdobycia Berlina czy okupacji Paryża.
Nie zapominajmy także, kto kreuje trendy w popkulturze. Tak jest, Amerykanie. A ci nigdy nie byli w I w.ś. zaangażowani równie mocno, co w nastepny wielki konfilkt. Jasne, Amerykańscy żołnierze przelewali krew za pokój na świecie tysiące kilometrow od domu, jednak nad Stanami ani przez moment nie zawisło widmo przeniesienia się walk na terytorium Wuja Sama. To musiało przełożyć się na zainteresowanie chociażby Hollywood, które chętniej sięgało po materiał jeżący włos na amerykańskiej głowie potecjalną inwazją na Nowy Jork czy Los Angeles lub też po prostu zwyczajnie Amerykanów interesujący za sprawą ich wyraźnego udziału w wojnie. Traktowanie po macoszemu pierwszej wojny światowej nie dotyczy przecież wyłącznie gier. Ile tytułów przychodzi Wam do głowy na hasło "film o I w.ś."? A ile na "film o II w.ś.". No właśnie.
Ta druga wojna zostanie już na zawszę tą wązniejszą. Jedna jaskółka - nawet tak urodziwa jak Valiant Hearts - nie uczyni wiosny także tym razem.
Brakuje Wam gier o pierwszej wojnie światowej czy wręcz przeciwnie? Jak uważacie, dlaczego jest ich tak mało? Macie inne/lepsze pomysły na wytłumaczenie tego stanu rzeczy niż ja? Porozmawiajmy.