Zdaję sobie sprawę z tego, że są gusta i guścik. Niektórzy lubią dubbing i nie przeszkadza im powszechnie występujący w tym przypadku brak synchronizacji ruchu ust z wypowiadanymi kwestiami (problemy drugiej dekady XXI wieku.). Inni wolą wersję kinową, w zupełności wystarczą im napisy, które pomogą zrozumieć to, czego ucho nie wychwyci. Ostatnią grupę, chyba mniej liczną stanowią gracze, którym w zupełności nie przeszkadza, że gra jest dostępna wyłącznie w języku Szekspira. Jestem skłonny zaryzykować to stwierdzenie, mimo tego, że aż 98% graczy deklaruje, że zna angielski (wedle badania "Jestem Graczem"). Gdyby było inaczej, duzi wydawcy nie decydowaliby się na tłumaczenie większości swoich tytułów.
Co jednak, jeżeli upatrzona przez nas gra jest zbyt niszowa, albo zbyt stara, aby wydawca zdecydował się na jej przetłumaczenie? W dobie niezależnych twórców gier, dywersyfikacji kanałów sprzedaży, bezpośredniego kontaktu poprzez platformy cyfrowe czy wreszcie niestandardowych form dystrybucji (dzielenie na odcinki) nawet bardzo popularne tytuły mogą czekać długo, albo nie doczekać się w ogóle polskiej wersji. Tymczasem gracz z nad Wisły, niecierpliwym będąc, zaopatrzy się w końcu w upatrzone dzieło np. podczas wyprzedaży na Steamie, kiedy cena wreszcie zostanie obniżona do poziomu akceptowalnego dla przeciętnie zarabiającego Polaka. Tylko co teraz, jeżeli nasz angielski zardzewiał, czy też nigdy specjalnie porywający nie był, a gra operuje słownictwem specyficznym czy slangiem? "Bummer".
Na ratunek amatorzy
Nie wszystko stracone. W sieci bowiem istnieje przynajmniej kilka ośrodków skupiających grupy tłumaczy, które bardziej lub mniej zajadle zajmują się tłumaczeniem gier na język Kochanowskiego, Prusa i Lema. Wśród nich trzeba wymienić pięć największych i najbardziej widocznych w sieci. Są to: Graj Po Polsku (nie jest to stricte grupa, ale przyciąga chętnych do danych projektów), Iron Squad (współcześnie w stanie półhibernacji), GameSub, Eureka Subs (niedawno wybudzone ze stanu zimowego snu) i BDiP.
Te polonizacje, chociaż tworzone amatorsko, "po godzinach" i absolutnie non-profit, cieszą się sporą popularnością. Oczywiście wiele zależy od tego, jak medialny/kultowy jest dany tytuł, ale generalnie rzecz biorąc, tłumaczenia nie istnieją w próżni. Przykłady? Proszę bardzo - tłumaczenie do świetnej gry niezależnej Papers, Please pobrano prawie 45 tysiecy razy (dane z licznika na stronie Gamesub.pl). Jestem prawie pewien, że wielokrotnie przekracza to liczbę Polaków, która w ogóle Papers, Please kupiła, w jakiejkolwiek wersji, pomimo tego, że gra wylądowała ostatecznie w jednym z zestawów Humble Bundle. Na stronie Grajpopolsku.pl można znaleźć podobne perełki - Dead Space 2 - niecałe 45 tysiecy, pierwszy sezon The Walking Dead - każdy odcinek po kilkadziesiąt tysięcy, drugi sezon The Walking Dead - oszałamiające 76296 pobrań (na moment pisania tekstu). Oczywiście nie wszystkie spolszczenia cieszą się podobną popularnością - większość pobrań zamyka się w kilku tysiącach.
Co ciekawe, polonizacje tworzone są nie tylko na komputery osobiste. Jest też mnóstwo amatorskich tłumaczeń gier konsolowych. Tych, które zostały złamane rzecz jasna, a więc starszych tytułów na konsole szóstej i wcześniejszych generacji. Takie wersje rzecz jasna nakładamy na ROMy za pomocą specjalnych programów i odpalamy w emulatorach. Legalność takiego działania jest nieco wątpliwa, ale póki mamy także oryginalną wersję gry, tak długo mamy i czyste sumienie.
Skąd w ogóle chęć polonizacji takich "staroci"? Z pasji, fanowstwa, wreszcie z nabytej z czasem determinacji w robieniu tłumaczeń. Zapytany o sens przekładania na nasz język starszych gier Marcin Siudak z serwisu grajpopolsku.pl odpowiada tak: "Tłumaczenia powinny dawać nam frajdę i cieszyć, stąd też niektórzy decydują się poświęcać swój czas grom mniej popularnym, ale takim, które sami znają na wylot i miło wspominają. Za przykład może posłużyć mziab, najdłużej działający na scenie, bo od 2001 roku. Ma na swoim koncie wiele gier, o których zapewne dzisiejsza młodzież nawet nie słyszała, w tym rewelacyjne tłumaczenie do Chrono Triggera.". To jak, wiecie czym jest rzeczony Chrono Trigger? Na pewno wiecie.
Wolontariat dla dobra ogółu
Jak już wspomniałem, tłumacze działają całkowicie dobrowolnie i za swoją pracę nie otrzymują ani grosza. Zarówno szefostwo Grajpopolsku.pl, jak i bdip.pl zapewniło mnie, że nawet serwery i domeny opłacają ze swojej kieszeni. Faktycznie, na ich stronach internetowych reklam ze świecą szukać. BDIP jedynie aktywnie promuje swoje zbiórki charytatywne w serwisie siepomaga.pl. Spytani o możliwość odwdzięczenia się za wykonaną pracę zawsze odsyłają do tego serwisu. Z ciekawostek - mój rozmówca zdradził, że jeden z youtuberów chciał od BDiP. kupić lokalizację L.A. Noire. Nie zgodzili się.
Wypytywani o swoje narzędzia pracy członkowie grupy Gamesub odpowiadają: OmegaT. Ta nazwa przewija się często. Jest to darmowy program, ułatwiający proces tłumaczenia. "Tekst dzielimy na mniejsze, logiczne fragmenty (przeważnie plik językowy w grze jest jeden), oraz korzystamy z wszelkich dodatkowych danych od twórców - ID tekstu, nazwa postaci wypowiadającej daną kwestię itd." - tak opisywana jest praca nad tłumaczeniem. Dostępu do kodu źródłowego zazwyczaj nie ma, a kontakt z deweloperem to rzadkość, jako wyjątek podawany jest twórca niezależnego Papers, Please.
Jeżeli chodzi o możliwość zdobycia płatnej pracy dzięki wolontariatowi przy amatorskich spolszczeniach, to moi rozmówcy raczej wskazują na możliwość zdobycia doświadczenia, ewentualnie pozyskania przypadkowych kontaktów wewnątrz zespołu, niż spektakularną karierę i odganianie się od łowców talentów. Od członka BDiP usłyszałem: "BDiP.pl jest inicjatywą charytatywną, nie hobbystyczną, więc wśród nas są raczej osoby o ugruntowanej pozycji na rynku pracy, a nie takie, które dopiero chcą się wybić.". Z drugiej strony, jeden z członków Gamesub dzięki zaangażowaniu w tłumaczenie gier przyciągnął zainteresowanie Rockstar Games, inny pracował z Electronic Arts czy Wargamingiem.
Poza wyżej wspomnianymi kosztami pozostaje jeszcze kwestia... czasu. Praca nad tłumaczeniami to długotrwałe zajęcie, często potrafiące wyrywać cenne godziny, a nawet dni z życiorysu, a przecież doba każdego z nas jest tak samo krótka. Same techniczne sprawy jak "rozgryzienie" jak do danego tytułu podejść, tworzenie fontów, nierzadko tekstur i tak dalej, może zająć technikom z zespołu nawet parę tygodni.
Tłumaczenie jednego odcinka gry Telltale, np. wydawanej aktualnie Gry o Tron to kilka dni intensywnej pracy całego zespołu. Do przetłumaczenia jest około 150 tysięcy znaków, a więc objętość mniej więcej dwóch skromnych prac magisterskich. Gorzej jest w przypadku bardzo rozbudowanych gier, które w dodatku często dostają łatki, np. serii Europa Universalis, w przypadku których ściany tekstu zdają się nigdy nie kończyć.
Jak wrażenia?
Na potrzeby tego tekstu sprawdziłem parę popularnych spolszczeń kilku różnych grup. Ogólnie rzecz biorąc wrażenia pozytywne, chociaż oczywiście pojawiają się łyżki dziegciu. Z jednej strony, tłumaczenia były pozbawione technicznych problemów, a instalacja przebiegała bezproblemowo. Co do zasady zachowywano też sens wypowiedzi, zdania były plastyczne, brzmiały właściwie, na miejscu. Dla osób operujących angielskim na poziomie podstawowym, które wcześnie raczej z kontekstu wnioskowały co się właściwie dzieje, taka łatka na pewno może ułatwić życie, a w na dłuższą metę nauczyć się języka (bohaterowie w końcu dalej mówią po angielsku).
Z drugiej strony, dopatrzyłem się paru większych i mniejszych przekłamań i uproszczeń, wynikających z problematyki tłumaczenia w ogóle. Zamiast starać się tłumaczyć możliwie wiernie, a jednocześnie wybrnąć jakoś z sytuacji, w której wypowiedź angielską trudno pogodzić z tłumaczeniem, autorzy-amatorzy szli na łatwiznę, zgodnie z zasadą "ważne, żeby sens został zachowany". W efekcie jedna z postaci, która "przyłożyła rękę do złapania Jamiego Lannistera" wedle angielskiego oryginału "co najwyżej złapała go za kostki", a tekst pisany mówił, że "(przyłożyła się - dop. Kamil Ostrowski) chyba do jego jajek, po tym jak reszta go już powaliła".
Jestem pewien, że większość tłumaczeń jest w dziewięćdziesięciu pięciu procentach bardzo dobra. Pozostaje pytanie o pozostałe pięć procent. Żeby być sprawiedliwym, trzeba zauważyć, że również profesjonalnym tłumaczom zdarzają się spektakularne wpadki (chociaż z reguły raczej innego rodzaju, związane z koniecznością wyrobienia się w terminie).
Ciężko jednak się czepiać, w końcu darmową polonizację instalujemy sobie dobrowolnie.
Odrobina dramatu
Żadna scena nie byłaby "sceną" gdyby nie było miejsca na dramat. Po gruntowniejszym zbadaniu tematu okazuje się, że istnieją tarcia pomiędzy niektórymi grupami tłumaczy, głównie między tymi skupionymi wokół Playloc.pl i Grajpopolsku.pl. Temat jest wielowątkowy, oparty w dużej mierze na poszlakach, wątpliwych cytatach i dziwnych, nieraz infantylnych zaczepkach. Na Playloc pojawiają się oskarżenia skierowane w stronę GPP o "sianie nienawiści", z kolei na Wykopie parę dni temu królowało znalezisko wskazujące, że Playloc.pl (związane blisko z BDiP) przypisuje sobie cudzą pracę i oczernia "konkurencję". Jeden z członków Gamesub pisze mi też wyraźnie, że ich konflikt z Playloc wynika z tego, że na ich forum reuploadowano spolszczenia ich grupy, bez podawania autorów. Administracja z kolei kasuje głosy krytyczne w tej sprawie.
Ostatecznie postronnych mało to interesuje. Mimo wszystko, dziwnie jest patrzeć na to, jak trudno dogadać się ludziom nawet w sytuacji, gdy pieniądze w równaniu zupełnie nieobecne. Kto jest nie fair w tej sytuacji? Ocenę pozostawiam Wam - argumenty obydwu stron zawierają się w powyższych linkach.
Sięgać czy nie sięgać?
Jeżeli nie możecie przeboleć angielskiej wersji gry, to na pewno warto się przynajmniej zorientować czy coś w temacie się dzieje. Dzięki temu będziecie wiedzieli, nawet przed zakupem, czy jest przynajmniej szansa na to, żeby w najbliższej przyszłości pograć po polsku. Miejcie tylko na uwadze, że obietnica rychłego przygotowania spolszczenia, nie musi się rychło spełnić. Wszak z nikim umowy nie podpisujecie, a nie wszystkie gry cieszą się taką atencją ze strony domorosłych tłumaczy jak produkcje Telltale Games. Chyba tylko one mogą zawsze liczyć na wypuszczenie łatki już kilka dni po premierze.
Rzecz jasna, po nieoficjalne spolszczenie powinniście sięgać tylko, jeżeli macie oryginalną wersję gry. Jestem pewien, że nikt nie będzie miał Wam za złe, podobnie jak nikt nie ściga twórców nieoficjalnych spolszczeń.