Just Cause 3 - Sky Fortress - recenzja

Zbigniew Trzeciak
2016/04/05 11:00
0
0

Rico wraca w odrzutowym stylu.

Just Cause 3 - Sky Fortress - recenzja

Z tymi bronionymi przez twardych facetów rejonami tak to już bywa, że trudno tam o pokój. Biedne, targane dyktaturą Medici również nie może narzekać na niedomiar tych złych. Znienacka pojawia się tu korporacja Eden stanowiąca nie lada zagrożenie dla wszystkich mieszkańców. Kiedy nie wiadomo o co chodzi, a tu troszkę nie wiadomo, to chodzi o pieniądze albo w tym wypadku ich substytut czyli bawarium, niezwykle rzadki i potężny minerał zalegający pod powierzchnią pięknej śródziemnomorskiej krainy.

Do takiej sytuacji doprowadza zainstalowanie dodatku do gry Just Cause 3 zwącego się Sky Fortress. Sheldon, jeden z drugoplanowych bohaterów podstawowej wersji gry, wydzwania do nas z informacją, że w okolicy pojawiły się niepokojące drony i trzeba tą sytuację zbadać. Choć oczywiście za słowem zbadać kryje się, jak to generalnie w tej serii bywa, zniszczyć. Przygoda zabiera nas więc w pogoń za uciekającym robotem, będącym pierwszą nitką prowadzącą do kłębka rozwałki.

Od razu na początku dostajemy od wspomnianego Sheldona kilka usprawnień do swojego wingsuita. Najważniejszym jest silnik odrzutowy (zasilany bawarium, oczywiście) pozwalający głównemu bohaterowi na przemianę w samolot i w zasadzie znosi konieczność lądowania. Dodatkowo wyposażeni zostajemy w działko i wyrzutnię rakiet, żeby w zasadzie nie można było nas odróżnić od odrzutowca bojowego. Podłączone ustrojstwo pozwala nam też na wykonywanie uników, beczek, nagłego hamowanie, przekazując w ręce graczy dość potężne narzędzia do nawigowania w powietrzu.

Pseudonimem, który chodził mi po głowie w trakcie zabawy był Iron Man. Nowe osprzęt Rico Rodrigueza sprawia, że w dużej mierze przypomina on wcielanie się w alter ego Tony'ego Starka. Sposób w jaki - po jednak dość sporej ilości czasu poświęconej na naukę - przemierzamy przestworza i radzimy sobie z kolejnymi przeciwnikami jest niesamowicie dopracowany, a co ważniejsze sprawia po prostu masę frajdy. Wszystkie gry o przygodach jednego z Avengers zawodziły na starcie właśnie brakiem poczucia swobody, precyzji i siły jaka drzemie w opakowanego w żelastwo bohatera. A Sky Fortress po prostu to ma.

GramTV przedstawia:

Awantura na jaką zabiera nas dodatek jest zresztą poprowadzona tak, aby jak najczęściej i jak najmocniej korzystać z nowinek. Tytułowa powietrzna twierdza to, znów odwołując się do świata Marvela, taki ni mniej ni więcej helicarier - wielki lotniskowiec, z tym że fruwający. Staczamy z nim i z otaczającymi go różnorakimi bojowymi dronami pojedynek, który wymaga i pozwala na użycie wszystkich nowo zdobytych umiejętności. Just Cause zawsze było grą momentów i nie inaczej jest teraz. Czasem uda nam się zrobić takie show, że ni tylko szybko zamienić filmik w gifa i wrzucić do internetu żeby w komentarzach poczytać sobie "wow".

Sama misja to nie tylko starcie powietrzu, ale i kilka naziemnych starć, ciekawi i wymagający przeciwnicy, pojawiający się nagle boss. Wszystko razem, w zależności jak szybko opanujemy latanie, zajmie nam najwyżej kilka godzin, ale będzie to naprawdę czas po brzegi wypełniony akcją. Fakt, że zdobyte gadżety możemy potem wykorzystywać do innych destrukcyjnych zabaw znacząco przedłuża żywotność Sky Fortress. W pakiecie otrzymamy także nową broń, drona który będzie nam towarzyszył w niedoli oraz wyzwania, które pozwolą polepszyć nasze umiejętności dotyczące nowego wingsuita.

Jednak zwyczajowe pretensje do DLC wychodzą i tutaj. Pytanie czy otrzymujemy wystarczająco dużo treści za swoje pieniądze jest jak zwykle kwestią indywidualnych odczuć, ale są pewne elementy, na których widać że oszczędzano. Choćby przerywniki filmowe, które są zbiorem plansz, a nie jak w podstawowej wersji renderowane na silniku gry. Choćby brak wprowadzenia nowych przeciwników do szerszego obiegu. Czy tak naprawdę mało nowego terenu. Ale w końcu to tylko DLC.

Sky Fortress wprowadza świetną nową mechanikę do gry i robi to niesamowicie kompetentnie. Sam fakt, że możemy sobie pobyć odrzutowcem na całej wyspie i w nowy sposób podchodzić do oswabadzania wiosek i miast jest naprawdę wartościowym plusem. Do tego misje na powietrznej twierdzy wprowadzają - krótki, bo krótki - powiew czegoś nowego. Jeżeli wcześniej gra byłą paliwem dla naszej wewnętrznej potrzeby siania chaosu, to teraz jest spełnieniem marzeń.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!