Ratchet i Clank podbili serca graczy. Czy tak samo będzie w przypadku widzów nieznających grywalnego pierwowzoru?
Ratchet i Clank podbili serca graczy. Czy tak samo będzie w przypadku widzów nieznających grywalnego pierwowzoru?
Ratchet i Clank – nieformalne maskotki drugiej konsoli Sony bardzo dobrze poradziły sobie również na PlayStation 3. Duet wykreowany przez studio Insomniac Games w ciągu czternastu lat pojawił się w kilkunastu produkcjach. Najnowsza, zatytułowana po prostu Ratchet & Clank trafiła właśnie na PlayStation 4 i nie da się ukryć, że pełnometrażowy film o tym samym tytule, który trafia do polskich kin 22 kwietnia, ma szansę zachęcić widzów do zagrania w tę lub którąś z poprzednich części.
Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że gry wideo nie miały nigdy szczęścia do ekranizacji. I chociaż filmowe wersje Mortal Kombat czy Street Fightera są w pewnych kręgach uznawane za kultowe, to chyba nikt nie wątpi, że nie były to dobre filmy, które w należyty sposób podchodziły do materiału źródłowego. I nie jest to reguła charakterystyczna wyłącznie dla produkcji z odległych latach 90., o czym świadczą współczesne przykłady pokroju Hitmana: Agenta 47.
Czy Ratchet i Clank wpisuje się w kategorię nieudanych ekranizacji gier wideo? I tak, i nie. Należy bowiem pamiętać, że film w reżyserii Kevina Munroe'a (który nota bene wyreżyseruje również obraz na podstawie serii gier Sly Cooper) rządzi się innymi prawami niż kino akcji dla nastolatków i dorosłych, i stawia się przed nim odmienne wymagania. Ratchet i Clank to przede wszystkim kino familijne, animowana komedia science fiction aspirująca do miana filmów, które spodobają się zarówno dzieciom (sympatyczni bohaterowie, prosta w odbiorze historia) jak i dorosłym (aluzje w dialogach, dowcipy związane z szerszym kontekstem kulturowym).
Filmowa adaptacja przygód zawadiackiego Lombaxa i małego robocika o wielkim sercu to rasowe origin story, w którym przekonujemy się na własne oczy, jak doszło do spotkania tych dwóch nierozłącznych przyjaciół, poznajemy niechlubny epizod z przeszłości kapitana Qwarka i mamy okazję zobaczyć organiczne wcielenie doktora Nefariousa. Wszystkie te elementy są wpisane w historię tajemniczej intrygi, jaką uknuł dobrze znany fanom gier dyrektor Drek. Przywódca Blargów sukcesywnie niszczy kolejne niezamieszkane planety, siejąc strach w galaktyce. Ten niecny proceder może zakończyć wyłącznie oddział Strażników galaktyki z kapitanem Qwarkiem na czele, który swoim ego mógłby przyćmić niejedno słońce.
W następstwie zaskakujących wydarzeń do oddziału Strażników dołącza zdolny, acz trochę narwany mechanik Ratchet i jego nowo poznany kompan – Clank. Grupa bohaterów w takim składzie będzie musiała odkryć plany Dreka i przeciwstawić się jego terrorowi. Jak nie trudno zgadnąć, nie wszystko idzie po ich myśli i wkrótce wychodzi na jaw, że Drek ma kilka asów w rękawie, które pokrzyżują plany dzielnych bohaterów.
Ratchet i Clank obfituje w widowiskowe sceny akcji i całkiem sprawnie nawiązuje do realiów panujących w grach z tej serii. Nazwy planet, bronie czy rozmaite gadżety są żywcem wyjęte z gier na PlayStation, dzięki czemu fani twórczości Insomniac Games mają okazję wyłapać mnóstwo smaczków. W jednej scenie pojawił się również easter egg związany z innymi hitami znanymi z konsol Sony, ale nie będę zdradzał szczegółów, by nie psuć zabawy.
Te wszystkie elementy sprawiają, że film ogląda się zdecydowanie lepiej, gdy gry, na których ona bazuje, nie są nam obce. Nie da się bowiem ukryć, że jako produkcja dla całej rodziny, przy której równie głośno będzie się śmiał 7-latek i jego mama, Ratchet i Clank zawodzi. Osoby przyzwyczajone do kina gatunkowego, liczące na film zbliżony humorem i poziomem realizacji do hitów pokroju Shreka, Kung Fu Pandy i innych produkcji Disneya/Pixara/Dreamworksa, będą tym filmem rozczarowane. Co prawda Ratchet i Clank dostarcza wielu emocji, opowiada spójną i momentami zaskakującą historię, a czasem nawet można się przy nim pośmiać, to jednak całość wpisuje się w drugą ligę bez aspiracji do bycia wyjątkowym i niezapomnianym widowiskiem.
W kinie nie raz łapałem się na tym, że jakaś scena wydawała mi się zbytnio rozciągnięta czy wręcz niepotrzebna. Dodatkowo bardzo złe wrażenie zrobiło na mnie tłumaczenie, które obfituje w nieśmieszne żarty – mówię to z perspektywy osoby, która siedząc w sali pełnej dzieci i rodziców naliczyła dosłownie kilka momentów, gdy dało się usłyszeć szczere rozbawienie widowni. Tłumacz dialogów tradycyjnie próbował wpleść nawiązania do współczesnych realiów rozumianych przez dzieci i/lub dorosłych, jednak te starania zbyt często owocowały topornym, wymuszonym dowcipem.
Co do polskiego dubbingu (wątpię, by film był pokazywany w polskich kinach z napisami) nie mam z kolei większych zastrzeżeń. Na liście płac aktorów znalazły się takie nazwiska jak Kryszak, Nowicki czy Barwiński i tylko szkoda, że w roli Ratcheta słyszymy Macieja Musiała zamiast Wojciecha Malajkata, który wcielał się w tę postać w grach. Za taką decyzją stoi najpewniej kwestia marketingowa, gdyż młody i ostatnimi czasy popularny aktor o wiele bardziej nadaje się do sprzedaży filmu młodocianej widowni niż Malajkat.
Pod względem wierności oryginałowi Ratchet i Clank to film całkiem poprawny, wykorzystujący motywy z „jedynki” i dopowiadający kilka wcześniej nieznanych wątków. Fajnie się to ogląda, mając w pamięci gry z PlayStation, chociaż nie jest to pod żadnym względem kino specjalnie udane czy konieczne do obejrzenia. Filmowego Ratcheta i Clanka należy więc traktować przede wszystkim jako gratkę dla fanów serii. Osoby szukające filmu, na który wybiorą się do kina z dzieckiem nieznającym oryginału, powinny w pierwszej kolejności skupić swoją uwagę na sprawdzonych hitach pokroju Kung Fu Pandy 3. Bo to po prostu o wiele lepiej zrealizowany i zabawniejszy obraz. Z drugiej strony, mam wrażenie, że osoby nie mające do czynienia z Ratchetem i Clankiem na konsolach po seansie mogą zapragnąć wziąć sprawy w swoje ręce i porozwalać hordy robotów za pomocą wymyślnych broni na ekranie telewizora. Mimo swoich wad i nieśmiesznych żartów Ratchet i Clank prezentuje bowiem przygody, które chciałoby się przeżyć samemu. A chyba o to właśnie chodziło twórcom filmu, który ukazał się niemal równocześnie z najnowszą produkcją na PlayStation 4.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!