Próbujecie czasem grać w stare gry? Wiecie, w takie, w które zagrywaliście się z dwadzieścia czy trzydzieści lat temu? Czy ogólnie dawno, kiedy byliście dużo młodsi? Ja kilka razy próbowałem. I prawie zawsze okazywało się, że sentyment sentymentem, ale w to już się grać nie da. Przez chwilę, jasne, można, bo sentyment napędza i w ogóle. Nostalgia dodaje wartości. Ale szybko się okazuje, że za wiele się zmieniło. I w nas, jako graczach, ale przede wszystkim z samymi grami. Rozwijają się tak szybko, w takim tempie ewoluują i stają się lepsze, że na te dawniejsze po prostu patrzeć się nie da. Nie dlatego, że są brzydkie i w niższej rozdzielczości, nie, to nie to. Zmieniły się interfejsy. Techniki. Koncepcje. Rozwiązania. Wszystko się zmieniło. I trudno jest już wrócić do tego, co było, bo gry poszły o wiele za daleko i przyzwyczaiły nas do lepszego.
Jakiś rok temu próbowałem obejrzeć jeden z ulubionych filmów mojej młodości, Nieśmiertelnego. Czciłem ten obraz, uważałem go za doskonały, kultowy. Tylko teraz… wydał mi się okropnym badziewiem. Optyka mi się zmieniła, poszerzyłem kompetencje kulturowe, obejrzałem dużo innych filmów i podskoczyła poprzeczka oczekiwań. Jakiś czas temu analogiczną sytuację miałem z literaturą, gdy próbowałem sobie przypomnieć klasyczny cykl fantasy Amber Zelaznego. Kiedyś to też był kult, dzieło, które działało na wyobraźnię, które ustanawiało standardy, które było powszechnie poważane i które do tej pory znajduje się we wszystkich zestawieniach kanonów literatury fantastycznej. I to na wysokich pozycjach. A przecież to jest grafomania. Słaba literatura. Książki źle napisane, które czyta się dziś z bólem zębów.
Do czego dążę? Otóż, jeśli chodzi o kino, literaturę, czy muzykę, to takie sytuacje są raczej wyjątkowe. One się nie starzeją aż tak bardzo i tak szybko, prawda? Zwłaszcza muzyka. Cały czas odkrywam jakąś fantastyczną, jakichś genialnych wykonawców, którzy tworzyli jeszcze przed moim urodzeniem nawet. Czyli bardzo dawno. Rzeczy skomponowane pół wieku temu bywają lepsze niż te, które się produkuje teraz. I to bardzo często bywają. Prawie zawsze, tak w sumie. A filmy? Jest mnóstwo takich, które weszły do kin kilkadziesiąt lat temu i nadal są genialne, nadal się je ogląda z zapartym tchem i prawdziwą przyjemnością, nie? Ten biedny Nieśmiertelny trafił na ekrany w 1986 roku. I teraz jego oglądanie boli. Ale w tym samym roku pojawiły się filmy całkiem inne, które do dziś są wspaniałe – Obcy: Decydujące starcie, Imię róży, Pluton, Blue Velvet i wiele innych. Więc to nie wiek dzieła jest problemem, nie? Filmy na ogół się nie starzeją aż tak bardzo, tamten to wyjątek raczej, niż przypadek potwierdzający regułę. I tak samo książki. One starzeją się najwolniej. Nadal możemy czytać, dla przyjemności, z wypiekami na twarzy, coś, co napisano sto lat temu. Albo dwieście. Albo trzysta nawet, jeśli było naprawdę dobre. Kurcze, są rzeczy napisane prawie dwa tysiące lat temu, które nadal są bardzo wartościowe.
I teraz wróćmy do gier. Z nimi tak cudownie nie ma, prawda? Starzeją się niesamowicie szybko, w porównaniu. Pytanie jest więc takie – dlaczego? Czy to dlatego, że są medium relatywnie młodym? Może. Czy dlatego, że bardziej niż inne media polegają na środkach technicznych, a rozwój tych jest tak niesamowicie szybki? Prawdopodobnie też. Czy przez to, że ze światem gier wiązały się coraz większe pieniądze, więc i coraz lepsza jakość i poziom wykonania? No na pewno to też miało wpływ. Prostej odpowiedzi oczywiście nie ma, jak zwykle. A właściwie jak zawsze. Nigdy nie ma prostych odpowiedzi. Jeśli ktoś tak twierdzi, to możecie go olać, bo wygaduje bzdury. Ale jak to jest, że właśnie nam się gry tak szybko starzeją? I, co ważniejsze, czy ten trend będzie się utrzymywał? Bo wygląda na to, że no niekoniecznie. World of Warcraft, World of Tanks, League of Legends i Minecraft są na rynku od lat, nie? I prawie w ogóle się nie starzeją, wręcz przeciwnie. Można spodziewać się, że przed nimi jest jeszcze długie, piękne i obfitujące w szczęśliwe momenty życie. Jasne, to są gry bardzo specyficzne, bo nieustannie ewoluujące same z siebie, cały czas rozwijane i wzbogacane, o konstrukcji otwartej. Czyli całkiem inne niż klasyczne propozycje z dawnych lat. Ale to też jest przecież część ewolucji, prawda? Gry są medium tak fantastycznym, że można robić z nimi takie rzeczy właśnie. Książka może mieć kilka wydań, film wersję reżyserską, ale to nie to samo. To są media z gruntu zamknięte. A gry nie. To znaczy, no nie, w sumie to znakomita większość z nich zamknięta jest nadal, jak najbardziej. Nawet jeśli dostaje łatki, dodatkową zawartość i tak dalej, to pozostają jakąś konkretną całością. Która się faktycznie starzeje. Ewolucja jest dla gier nieubłagana i kosi je przy samej ziemi, niczym pewien minister puszczę, tyle że ona nie robi tego dla kasy, tylko dlatego, że jest taka jaka jest. I dąży do rozwoju. A gry są medium tak plastycznym, tak elastycznym i nowoczesnym, że mogą się rozwijać o wiele szybciej niż te starsze, o sztywnych, ustalonych, nienaruszalnych ramach. Oczywiście, nowoczesne technologie, które zapewniają grom taką niesamowitą dynamikę wkraczają również do literatury, muzyki i kina. Ale głównie na zasadzie eksperymentów, dziejących się gdzieś tam na uboczu, w praktyce niezauważalnych. Znacie powieść hipertekstową? No właśnie. Na uboczu.
Gry zaś żyją ewolucją. A właściwie… żyły. Jasne, cały czas rozwój następuje w bardzo szybkim tempie, ale zaczynają się pojawiać oznaki spowolnienia. A raczej sygnały, że w przyszłości nie będzie już tak samo, że gry nie będą szybko mielone, konsumowane, wydalane i zapominane. Po pierwsze, nie wszystkich to dotykało, prawda? Tetris jest żywy do dziś przecież. I kilka innych genialnych klasyków również nadal broni się grywalnością. To raz. A dwa, że gry jako całe medium, w końcu trochę dorosły, skończył się ich okres niemowlęcy, w którym nie potrafiły być niczym więcej jak czystą rozrywką, czystą formą, bez treści. Teraz pojawiają się produkcje, które tę formę stawiają na drugim miejscu, a na pierwszy wysuwają rzeczy ponadczasowe, które nie stracą swojej aktualności nawet za dziesiątki lat, bo ludzie będą nadal ludźmi, a te gry są o człowieczeństwie, a nie o strzelaniu do potworów. Takie tytuły jak To The Moon, Papers, please, Undertale i wiele innych będą takie same za wiele lat, jak są dziś i jak były w dniu swojej premiery. One już na wejściu były przestarzałe, prawda? I nic im to nie ujęło, nie były przez to mniej wartościowe. Więc wartościowe pozostaną.
Ewolucja to ewolucja. Dąży do form doskonalszych, lepiej przystosowanych i tak dalej. A gry ewoluują nie tylko technicznie, ale też treściowo. Nadal dominują produkcje, w których chodzi wyłącznie o proste interakcje i nic innego. Ale pierwsze filmy też były takie. Nie chodziło w nich o nic oprócz zachwytu ruchomymi obrazami, nie? Dopiero potem zaczęły opowiadać historie o nas. Nie wiadomo jak było z muzyką i literaturą, bo to było strasznie dawno temu… ale pewnie podobnie. Mimo dużych różnic, gry są jednak medium takim jak wszystkie inne. I teraz, gdy dotarły już do punktu, w którym zaczynają dorośleć, można się spodziewać, że coraz więcej z nich będzie ponadczasowych. I nie wiem jak wy, ale ja się na to „coraz więcej” bardzo cieszę, tak w niedzielny wieczór, na finiszu wakacji.