Cyberpunka nigdy za wiele, ale w przypadku Tales of the Neon Sea ciężko jest się nim delektować.
Cyberpunka nigdy za wiele, ale w przypadku Tales of the Neon Sea ciężko jest się nim delektować.
Przygodówka w świecie cyberpunku to koncepcja, która zawsze będzie generować spory ładunek potencjału. Deszcz, neony, roboty, modyfikacje ludzkiego ciała, a do tego były policjant, obecnie prywatny detektyw na tropie spisku? Cholercia, teraz wszystko już tylko w rękach grafików i scenarzystów, którzy nie powinni mieć większych problemów z wykrzesanie z tego absolutnego maksimum. No, chyba że przedobrzą.
Rexa, wspomnianego prywatnego detektywa po przejściach (w domyśle), poznajemy podczas sceny, która ewidentnie jest wyrwana z kontekstu i stanowi fragment z segmentu wieńczącego historię. My z kolei poznajemy podstawy sterowania, które zasadniczo są bardzo proste - grę można spokojnie obsłużyć jedną ręką, przynajmniej jeżeli gramy na klawiaturze. Twórcy odkrywają też przed nami jak będą wyglądać następne godziny - akcja rusza odrobinkę do przodu, a nam pod nogi rzucana jest zagadka. Albo dwie. Ewentualnie siedem.
Tales of the Neon Sea to przyjemna produkcja. Niegłupio wykreowany, chociaż bardzo schematyczny cyberpunkowy świat w którym roboty walczą (póki co pokojowo) o równouprawnienie z ludźmi. Implanty, nowe rodzaje przestępstw, policjanci kluczący w regulacjach których istnienie nie jest trudno sobie wyobrazić, bowiem stanowią naszą, nie tak już odległą przyszłość. Całkiem intrygująca historia, klasycznie rozciągnięta na zasadzie “od szczegółu do ogółu”, wciąga nas dosyć szybko. Szkoda tylko, że tempo rozgrywki nie jest równie prędkie. Wręcz przeciwnie. Tak zwany “pacing”, czyli rozciągnięcie akcji w czasie, to straszliwa udręka Tales of the Neon Sea.
Mechanika ogranicza się do wysłuchiwania dialogów i rozwiązywania zagadek. Całego mnóstwa zagadek, najrozmaitszego typu. O ile jeszcze zagwozdki wymagające spostrzegawczości, łączenia wątków i interpretowania otoczenia potrafią przynieść sporo satysfakcji, tak nagromadzenie, a wręcz przeładowanie rozmaitymi układankami, puzzlami, słowem kombinatoryką we wszystkich kolorach i rozmiarach, zwyczajnie męczy. Część z nich jest banalna, inne dosyć skomplikowane. Sęk w tym, że upycha się je praktycznie wszędzie. Trzeba otworzyć drzwi? Puzzle. Otwieramy głowę robota? Puzzle. Odpalamy komputer? Puzzle. Pojawiają się sporadycznie segmenty w których sterujemy kotem głównego bohatera, które na swój sposób też są puzzlami, bowiem musimy dostać się w wybrane miejsce, korzystając z rozmaitych tuneli. Z kolei segmenty “detektywistyczne” to zwykłe prześwietlanie danego miejsca skanerami, co nie wymaga użycia nawet jednej szarej komórki. Mamy więc za wiele wyrwanych z kontekstu układanek, a za mało zagadek faktycznie odnoszących się do tego, co dzieje się na ekranie.
Wyrządzona szkoda jest ogromna, bowiem Tales of the Neon Sea stoi historią i klimatem. Fabuła nie może się należycie rozkręcić, bowiem co chwila przetykana jest łamigłówkami, nawet gdy aż prosi się o to, żeby trochę polecieć do przodu i dać dojść do głosu postaciom. Postaciom dodajmy, bardzo przyzwoite rozrysowanym, mówiącym nieźle napisanymi dialogami. Również klimat opowieści i miasta, bardzo przyjemnie kreowane, nie mogą dojść do głosu, kiedy co i rusz jesteśmy wyrywani z nastroju przez niepotrzebne, a nierzadko niejasne zagadki.
Chińskie niezależne studio zbierało fundusze na stworzenie Tales of the Neon Sea na Kickstarterze. Nie potrzebowali wiele, bo prosili o niecałe czterdzieści tysięcy złotych (zebrano około pięćdziesiąt pięć tysięcy). Przyznacie, że to niewiele, tymczasem po grze w ogóle nie widać, żeby na niej “oszczędzano”. Wręcz przeciwnie. Grę stworzono w znanym i lubianym graficznym pixel-arcie, który w tym przypadku sprawdza się wyjątkowo dobrze, zwłaszcza że twórcom nie zabrakło ani wyczucia, ani chęci do dopieszczania kolejnych detali. Być może chińscy deweloperzy z autopsji znają wygląd miast spowitych w parze wodnej i blasku neonów, w końcu mieszkają w pobliżu największych metropolii na świecie, w każdym razie wizualnie Tales of the Neon Sea jest niesamowicie klimatyczne i cieszy oko.
Na osobny akapit zasługuje świetna ścieżka dźwiękowa. Aż zdziwiłem się, kiedy przyłapałem się na tuptaniu nóżką w rytm przyjemnych gitarowo-elektronicznych kawałków. Spodziewałem się archaicznego plumkania, dostałem materiał godny przyzwoitej, pełnowartościowej gry, w dodatku odważny i doskonale wkomponowany.
Ogólnie rzecz biorąc Tales of the Neon Sea to przyjemna przygoda, chociaż niestety potrafi znudzić i zniechęcić. Jeżeli macie dużo cierpliwości, albo naprawdę uwielbiacie wszelkiego rodzaju puzzle, zagadki i łamigłówki, to tytuł ten bardzo Wam się spodoba. W innym wypadku radziłbym skierować swoje kroki w inną stronę.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!