Na bezrybiu i rak ryba, dlatego też w oczekiwaniu na kolejną produkcję, która chwyci nas za serce tak mocno, jak Journey czy też najzwyczajniej w świecie zaintryguje niczym Rime, można spróbować zagrać w Vane od debiutującego na rynku studia Friend & Foe. To eksploracyjna gra przygodowa z perspektywy trzeciej osoby, której do ideału brakuje niestety wiele, ale mimo wszystko cztery godziny, które należy poświęcić na dotarcie do napisów końcowych, miną całkiem szybko.
Tak naprawdę ciężko jednoznacznie stwierdzić, o czym dokładnie jest Vane. Autorzy pozostawiają nam wolne pole do interpretacji, bowiem w trakcie rozgrywki nie pada ani jedno słowo. Gra pozbawiona jest jakichkolwiek dialogów, a to, co widzimy na ekranie, można odbierać dosłownie lub też doszukując się drugiego dnia. W każdym razie na samym początku kierujemy chłopcem, który podczas burzy piaskowej stara się uciec przed żywiołem w bliżej nieokreślone miejsce. Niosąc tajemniczą kulę dociera oczywiście do celu, by tam zmienić się w ptaka. Z czasem na drodze wspomnianego protagonisty pojawiają się rozmaite postacie niezależne, które zaoferują mu swoją pomoc w wykonaniu pewnego, głównego zadania. Jakiego? To oczywiście wielki spoiler, ale warto dodać, że wspomniany przedmiot odgrywa w Vane kluczową rolę.
Vane to gra eksploracyjna, w której znajdziemy nieskomplikowane zagadki natury logicznej oraz kilka sekwencji platformowych. Skacząc po rozmaitych obiektach otoczenia czy też rozwiązując charakteryzujące się niskim poziomem trudności łamigłówki będziemy skrupulatnie odblokowywać dostęp do nowych obszarów. Nie trzeba się jednak obawiać, że utkniemy gdzieś na dobre, bo tak samo jak Podróż czy RiME, mimo braku jakichkolwiek znaczników misji czy też dziennika questów, Vane jest grą bardzo liniową. Do finału prowadzi jedna ścieżka, ale – co ważne – twórcy przygotowali dwa zakończenia.
Pod względem mechaniki rozgrywki ciężko mówić o jakiejkolwiek rewolucji. Vane jest produkcją, która nie prowadzi nikogo za rękę, dlatego też nigdy nie wiadomo, co się stanie po wejściu w interakcję z danym przedmiotem. Czasem aktywujemy pewien mechanizm, innym razem doprowadzimy do bardziej skomplikowanej reakcji łańcuchowej, a gdzieniegdzie otworzymy jakieś przejście. Niekiedy wymagane jest również wciśnięcie odpowiedniego przycisku na kontrolerze, ale spokojnie, Friend & Foe nie zdecydowało się na zaimplementowanie Quick Time Eventów.
Tym, co sprawia, że o Vane nie będziemy pamiętać przez lata tak, jak o innych tego typu produkcjach, jest brak wydarzeń, po których mamy ochotę na chwilę stanąć i zastanowić się nad tym, w czym przed chwilą uczestniczyliśmy. A takowych przecież nie brakowało ani w Podróży, ani w RiME. Sam początek jest niezwykle klimatyczny i gra potrafi zachwycić krajobrazami, ale co z tego, że po dłuższej chwili czar pryska, bo okazuje się, że większość kampanii toczy się nie na powierzchni wirtualnej krainy, ale w zamkniętych pomieszczeniach. I to właśnie w nich musimy zmagać się z kiepską pracą kamery, co skutecznie odbiera frajdę z eksplorowania kolejnych lokacji. Nie oznacza to jednak, że Vane trzeba od razu przekreślić, bo oprócz wad ma także sporo zalet.
Vane przykuwa do monitora chociażby dlatego, że oferuje unikatowy system przemiany chłopca w ptaka (i na odwrót). Nawet jeśli momentami nie jest on dla gracza do końca zrozumiały, to i tak możliwość wzbicia się w przestworza „robi robotę”, w efekcie czego nie czujemy znużenia, mogą regularnie zmieniać postać głównego bohatera. Sporo radości sprawia również odkrywanie niuansów fabularnych, chociaż warto mieć na uwadze fakt, że końcowe sceny opowieści, niezależnie od podjętych przez nas decyzji, mogą rozczarować. Przydałoby się nieco więcej przerywników, w trakcie których autorzy próbowaliby dać kolejne wskazówki pozwalające nam być może lepiej zrozumieć to, dlaczego musieliśmy przemierzać świat, docierając do miejsca, w którym następuje rozwiązanie historii.
Oprawa graficzna Vane mogłaby być lepsza, ale kiepska jakość tekstur nie przeszkodziła autorom w stworzeniu fenomenalnej atmosfery. Niektórzy pewnie zaczną narzekać na brak większych detali w poszczególnych lokacjach, ale to właśnie ten minimalizm sprawia, że gra aż ocieka klimatem. Do tego wszystkiego dochodzi niesamowita muzyka stanowiąca gratkę dla miłośników syntezatorów. Co prawda pojawia się ona naprawdę rzadko, ale jeśli już wydobywa się z głośników, to idealnie komponuje się z tym, co widać na ekranie.
Podróż to niedościgniony ideał jeśli chodzi o eksploracyjne przygodówki. RiME umiejętnie inspirowało się klasykiem, podobnie zresztą jak nieco słabsze AER Memories of Old. Do tego grona dołącza oczywiście Vane, bo nawet jeśli studio Friend & Foe w trakcie procesu deweloperskiego zaliczyło kilka potknięć, to i tak jego dzieło zasługuje na uwagę wszystkich miłośników artystycznych gier niezależnych. Po pierwsze dlatego, że Vane świetnie relaksuje, a po drugie – cóż, niekiedy warto sprawdzić, co mogło pójść twórcom nie tak…