Jeżeli szukacie niezobowiązującej rozrywki i żartów od których naprawdę przeturlacie się po podłodze ze śmiechu, to mam dla Was bardzo obiecującą propozycję.
Jeżeli szukacie niezobowiązującej rozrywki i żartów od których naprawdę przeturlacie się po podłodze ze śmiechu, to mam dla Was bardzo obiecującą propozycję.
Oglądając Grzecznych chłopców nieustannie miałem wrażenie, że czuję w tym filmie rękę i luz, których już doświadczyłem w kinie. Zagadka rozwiązała się, kiedy moja lepsza połowa uświadomiła mnie, że współproducentem filmu jest nikt inny jak Seth Rogen, specjalista od parówkowo-chłopięcego humoru i jeden z moich ulubionych aktorów komediowych. To stąd ten powiew nastoletniości widzianej okiem dorosłego. Pod względem ciężaru gatunkowego nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Grzeczni chłopcy przypominają inną produkcję, w której niedawno Seth Rogen maczał palce - Niedobranych, którzy również bardzo przypadli mi do gustu.
Film przybliża nam sylwetkę trio przyjaciół z sąsiedztwa na które składają się uwikłany w pierwsze sercowe sprawy Max, pulchny, czarnoskóry Lucas oraz utalentowany, ale nieco wstydzący się swojego śpiewu Thor. Zasadniczo trudno jest jednoznacznie powiedzieć, wokół czego kręci się fabuła Grzecznych Chłopców. Zaczyna się od tego, że dzieciaki chcą się dowiedzieć jak się całować, a później… po prostu otwierają się wrota piekieł, bo nastaje chaos, kawalkada szalonych przygód, aż wreszcie, chcąc nie chcąc, trzeba to zakwalifikować jako diabelskie psoty w wykonaniu rzecz jasna niewinnych chłopców, których zwyczajnie poniosło, a którym również zwyczajnie nie sprzyjały okoliczności. Brzmi to znajomo? Może trochę przypomina Wasze dzieciństwo i wczesny okres dojrzewania?
Oczywiście wszystko to podane mamy w mocno przerysowanej. Praktycznie nie ma czasu aby złapać oddech. Postawienie bohaterów kolejnej absurdalnej sytuacji trwa dosłownie kilka sekund. Tyle wystarczy reżyserowi Genowi Strupintskiemu, aby zarysować obraz, na który następnie absolutnie przeładuje gagami i żartami. Przy czym trzeba uczciwie powiedzieć, że żarty nie są najwyższych lotów. Jeżeli jednak macie pewien dystans do siebie, do tematu dorastania i potraficie docenić dobrze rozpisany, dobrze wyważony, ale wciąż jednak dosyć prymitywny humor, to prawdopodobnie skończycie jak ja - zgięci wpół ze śmiechu, wywracający porcję tacosów wartych jakieś dwie minimalne pensje.
Może nie uwierzycie, ale Grzeczni chłopcy to także na swój sposób bardzo mądry film. Scenarzystom udaje się przełamać, pomimo drętwego aktorstwa (ale z drugiej strony czego wymagać od dwunastolatków), konwencję która dzieli filmy o dorastaniu na głupawe komedie i melodramatyczne, melancholijne wspomnienia o lepszych czasach, w których wszystko było prostsze, trawa zieleńsza, kwiaty mocniej pachły. Grzeczni chłopcy w ostatecznym rozrachunku serwują nam całkiem przyjemny, pozytywny morał, niegłupi, ale bez przesadnego moralizatorstwa. Jak na komedię opartą o nieco slapstickowy, rubaszny humor, film wyjątkowo nie urąga inteligencji widza.
Ciężko nie lubić Grzecznych chłopców. To lekka, ale bardzo przyjemna komedyjka, idealna na końcówkę lata czy początek jesieni. Bawi, wzbudza w widzach wyłącznie pozytywne odczucia i nastraja optymistyczne, zarówno w stosunku do wydarzeń ubiegłych, jak i tego, co ma dopiero nastąpić. Możliwe, że dałem się nieco ponieść tak zwanemu “efektowi kina” i śmiałem się troszkę bardziej niż powinienem był, niemniej z sali wyszedłem bardzo zadowolony. Polecam wszystkim, młodszym i starszym, chłopakom i dziewczynom.
Komu spodobać się mogą Grzeczni chłopcy? Wszystkim z Was, którzy szukają niezobowiązującej komedii z delikatnym morałem, a jednocześnie nie urągającą inteligencji i wrażliwości widza.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!