Green Hell to bardzo dobry survival od studia Creepy Jar, którego członkowie wcześniej pracowali w Techlandzie nad Dying Light i Dead Island.
Green Hell zadebiutował we Wczesnym Dostępie na Steamie latem ubiegłego roku i od tamtego czasu otrzymał szereg aktualizacji, w tym tę najważniejszą, czyli 1.0, która pojawiła się na serwerach przed kilkoma tygodniami. Opisując swoje pierwsze wrażenia uznałem, że rozgrywka potrafi zapewnić kilka godzin emocjonującej zabawy i wzbudzić apetyt na więcej. No i doczekałem się tego „więcej”. Wreszcie. I jestem w pełni usatysfakcjonowany, choć muszę przyznać, że historia potoczyła się zupełnie inaczej niż sądziłem. Ale po kolei.
Jake i Mia dobijają łódką do brzegu, by po chwili dotrzeć do pobliskiego obozu. Początkowe fragmenty kampanii zwiastują sielankową podróż, ale – jak wiecie z Early Accessu lub nie – bardzo szybko dochodzi do szeregu nieprzewidzianych zdarzeń w wyniku których kobieta zostaje najprawdopodobniej uprowadzona. Łącząc się ze swoim ukochanym przez krótkofalówkę daje mu jednak znać, że wszystko z nią w porządku, ale Jake oczywiście wyczuwa, że coś jest nie tak. Pytanie tylko – co? Eksplorując amazońską dżunglę pełną niebezpieczeństw robi wszystko, by poznać prawdę. Jeśli liczyliście na opowieść w stylu odbijania kobiety z rąk porywaczy czy też walkę z członkami plemienia, których Mia chciała odnaleźć na krańcu świata, to cóż – będziecie rozczarowani. Ja nie byłem, bo jak już napisałem wcześniej, Green Hell naprawdę mi się spodobało pod względem fabularnym. Jak natomiast wypada rozgrywka?
Green Hell jest pierwszoosobowym survivalem, w którym jesteśmy zdani wyłącznie na siebie, a zabić próbuje nas dosłownie wszystko. Nie przejmujcie się wyłącznie tym, że brakuje wam picia i jedzenia, bo nawet jeśli zaspokoicie swoje podstawowe potrzeby, to kto wie, czy nie spotka was coś gorszego niż doskwierający głód i pragnienie. Złapiecie infekcję, będziecie musieli zmagać się z pasożytami po spożyciu zatrutego mięsa (w menu sprawdzimy nawet, ile razy bohater wymiotował), umrzecie we śnie, jedząc wcześniej podejrzanie wyglądającego grzyba albo spadniecie ze skarpy i rozszarpiecie sobie nogę. Mało? Jake może również załamać się psychicznie i słyszeć głosy niczym bohaterka Hellblade: Senua’s Sacrifice. Przy tym wszystkim robaki, które będą sobie chodzić po waszym ciele, gdy zapuścicie się w nie tę część lasu, co trzeba, wydają się błahym problemem. Na szczęście jednak twórcy zaimplementowali ciekawy i w pewnym sensie unikatowy system pozwalający obejrzeć każdą część ciała głównego bohatera. Dzięki niemu możemy odpowiednio zareagować, przygotowując odtrutki, bandaże, a nawet gotując zupę, po której Jake zacznie mieć niepokojące wizje.
Dlatego też nawet jeśli nie zamierzacie przechodzić trybu fabularnego, to i tak powinniście rozpocząć swoją przygodę z Green Hell właśnie od niego, bo autorzy przygotowali całkiem rozbudowany samouczek wyjaśniający podstawowe zasady rozgrywki. Tutaj pojawia się jednak problem, na który narzekałem już podczas mojego pierwszego spotkania z Green Hell, a mianowicie kiepsko zrealizowany interfejs użytkownika. Wytwarzanie nowych przedmiotów, zapoznawanie się z recepturami czy też znajdującymi się w notatniku wskazówkami wymaga przeklikania zbyt dużej liczby ekranów, a sam crafting nie jest do końca intuicyjny, niezależnie od tego, czy sprawdzamy przepisy w książce czy też zajmujemy się przygotowywaniem nowych przedmiotów. Potrzeba co najmniej kilkunastu minut, by „ogarnąć” jak to wszystko działa.
Na samym początku nie da się nawet zapisać gry, ale jeśli zbudujemy szałas lub choćby łóżko, to będziemy mogli zrobić „sejwa”. Kampania fabularna oferuje pełne ułatwienia w tym aspekcie, bowiem pojawiają się w niej specjalne miejsca umożliwiające dokonanie zapisu. Takich sytuacji jest nieco więcej, ale należy to zaliczyć jak najbardziej na plus, zwłaszcza że Green Hell jest grą, którą aż chce się odkrywać. Poznawanie zasad panujących w wirtualnym świecie, nawet pomimo faktu, że częściowo wyjaśniono je w samouczku, to część rozgrywki. I to bardzo udana, satysfakcjonująca część. Nie ma nic lepszego niż przekonanie się na własnej skórze o tym, co można robić w amazońskiej dżungli, a co lepiej sobie odpuścić.
Warto dodać, że główny bohater Green Hell dysponuje specjalnym zegarkiem wyposażonym w rozmaite tryby pracy, który z pewnością ułatwia mu przetrwanie. Może dzięki niemu sprawdzić swoje aktualne położenie i porównać go ze współrzędnymi na mapie, co pozwoli mu zorientować się, gdzie dokładnie się znajduje. Wspomniany gadżet umożliwia także monitorowanie funkcji życiowych protagonisty, takich jak poziom nawodnienia, głodu czy zmęczenia. Skoro już wspomniałem o mapie, to muszę zaznaczyć, że w Green Hell początkowo łatwo się zgubić, ale z czasem okazuje się, że udostępniony obszar nie jest ogromny, choć na tyle wystarczający, byśmy nie odczuwali znużenia w trakcie zabawy.
Recenzowana gra pozwala, rzecz jasna, stawić czoła napotkanym przeciwnikom. Oczywiście aby mieć jakiekolwiek szanse w starciach z członkami plemienia lub dzikimi zwierzętami trzeba dysponować uprzednio stworzoną bronią. Może to być chociażby włócznia lub topór, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić użytek z łuku. Gdzieniegdzie znajdziemy również maczety, które – a jakże – okażą się znacznie lepsze niż naprędce przygotowany oręż. Z wrogami można rozprawić się także w sposób niebezpośredni, odpowiednio zabezpieczając swój obóz poprzez umieszczenie w nim rozmaitych pułapek.
GramTV przedstawia:
Poza kampanią fabularną, która stanowi dla mnie esencję rozgrywki w Green Hell, autorzy przygotowali także inne warianty rozgrywki. Najważniejszy z nich to oczywiście przetrwanie, gdzie nasze zadanie polega na jak najdłuższym utrzymaniu się przy życiu. Oprócz niego dostępne są rozmaite wyzwania, podczas których musimy na przykład rozpalić ognisko, zbudować potężny obóz, znaleźć i odbudować tratwę czy też zebrać odpowiednią ilości mięsa z różnych zwierząt w odpowiednio krótkim czasie.
Green Hell oferuje cztery poziomy trudności do wyboru, a także specjalne ustawienia, dzięki czemu możemy aktywować lub dezaktywować rozmaite mechaniki rozgrywki (dostępne opcje ukazane są na poniższym zrzucie ekranowym), więc bez problemu dostosujemy stopień wyzwania do własnych preferencji i możliwości. Oprócz tego znajdziemy tu wariant turysty, w którym możemy skupić się jedynie na fabule i eksplorowaniu kolejnych lokacji.
Wady? Wspomniałem już o kiepsko zrealizowanym interfejsie użytkownika. Jako minus wskazuję również brak wsparcia kontrolera. Green Hell oferuje jedynie możliwość zabawy przy użyciu klawiatury i myszy, co jest dla mnie dziwne, bo autorzy planują udostępnić także swoje dzieło na konsolach. Ponarzekam również na samą Mię, która jeśli już pojawia się na ekranie, to wydaje się nieobecna. Zamiast siedzieć obok swojego ukochanego Jake’a zajmuje miejsce po drugiej stronie ogniska, a płomień sprawia, że jej sylwetka jest mocno rozmazana. Jako że Mia ma kluczowe znaczenie dla fabuły (poza członkami plemienia tylko ona pojawia się na ekranie), autorzy powinni bardziej dopracować model tej postaci.
Pod względem oprawy wizualnej Green Hell prezentuje się naprawdę dobrze, chociaż z płynnością animacji bywa różnie, ale nie ma mowy o pokazach slajdów. Na komputerze z Ryzenem 5 2600, kartą graficzną Radeon RX Vega 56 X OC wyposażoną w 8 GB VRAM oraz 8 GB pamięci operacyjnej przy bardzo wysokich ustawieniach silnik generuje od około 40 do nawet 90 klatek na sekundę. Gra robi największe wrażenie w chwilach, kiedy w oddali widać słońce, które następnie zaczyna się przebijać między drzewami, tworząc świetny klimat. Niesamowita atmosfera wyczuwalna jest także po zmroku, ale lepiej nie błąkać się za dużo po pogrążonych w ciemnościach lokacjach, by nie trafić na coś nieprzyjemnego. W parze z grafiką idzie naprawdę udany soundtrack, w którym najbardziej spodobał mi się motyw przewodni (do odsłuchania powyżej).
Choć przeczytaliście o Green Hell naprawdę sporo, to i tak starałem się nie zawrzeć wszystkiego, by pozwolić wam samemu odkrywać to, co przygotowało studio Creepy Jar. Z powyższych akapitów wynika, że jak najbardziej warto udać się do amazońskiej dżungli, bo Green Hell to kawał naprawdę dobrego survivalu, który niestety nie został przez wszystkich zauważony (a raczej został zauważony przez niewielu). Jeśli więc jesteście fanami wspomnianego gatunku, to powinniście koniecznie dać szanse grze stworzonej przez byłych pracowników Techlandu odpowiedzialnych za Dying Light i Dead Island.
8,5
Czarny koń tego roku. Wprost z amazońskiej dżungli
Plusy
nieustanne poczucie zaszczucia na normalnym poziomie trudności
rozgrywka sprawia mnóstwo frajdy
mnóstwo rozmaitych aktywności do wyboru umożliwiających znalezienie i wytworzenie przedmiotów niezbędnych do przetrwania
dobrze zrealizowany system walki (choć do starć z przeciwnikami nie dochodzi zbyt często)
możliwość dostosowania stopnia wyzwania do własnych preferencji
kilka trybów zabawy (fabuła, przetrwanie, wyzwania)
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Skomplikowany interfejs i sterowane. Po kilkunastu minutach odpadłem - gdy po samouczku zgubiłem się w lesie i miałem "znaleźć pomoc". Chodziem bez celu w kółko po tym samym obszarze aż zeżarły mnie pszczoły i pijawki.