Shenmue III nie jest nową grą. To sequel zagubiony w czasie i odnaleziony po kilkunastu latach.
Shenmue III nie jest nową grą. To sequel zagubiony w czasie i odnaleziony po kilkunastu latach.
Na Shenmue III nie patrzę jak na wyjątkowo długo oczekiwaną kontynuację, ale jak na bezprecedensowe wydarzenie. Bo choć historia gier wideo zna wielkie powroty po latach, to żaden z nich nie może się równać z kolejnym rozdziałem opus magnum Yu Suzukiego. W praktyce dzieli to odbiorców na dwa wrogie obozy i oznacza ekstremalnie spolaryzowane oceny. Shenmue III będzie topornym, archaicznym gniotem dla współczesnych graczy, którzy nie mieli Dreamcasta, nie tropili Lan Di i nie wydali fortuny na kapsułki z automatów pod sklepem. Hardkorowi fani Ryo Hazukiego nie będą z kolei mogli wyjść z podziwu, że Shenmue III to nic innego jak list miłosny napisany do nich przez Yu Suzukiego.
Jeżeli należycie do tej pierwszej grupy odbiorców i zastanawiacie się nad zakupem Shenmue III, oto krótka recenzja dla was:
Shenmue III to przygodówka nastawiona na eksplorację, minigry, zbieractwo i walki będące namiastką Virtua Fighter. Niewiarygodne, koszmarnie napisane dialogi, toporne sterowanie, zadania typu "porozmawiaj z kimś, kto pokieruje cię do kogoś innego" to kwintesencja Shenmue III. Gry spóźnionej o kilkanaście lat, która za nic ma sobie postęp i oczekiwania współczesnych graczy.
Ocena: 4/10
A teraz druga recenzja dla osób, które mają w pamięci prasowe zapowiedzi Shenmue na Dreamcasta z "fotorealistyczną" grafiką na screenshotach. Dla graczy, którzy ponad 20 lat temu czekali na wizjonerską grę Yu Suzukiego, obiecującego stworzenie nowego gatunku – FREE (Full Reactive Eyes Entertainment). Dla wszystkich pragnących poznać dalsze losy Ryo Hazukiego i dopełnić zemsty na Lan Di. Oni (i ja) spojrzą na Shenmue III zupełnie inaczej niż współcześni gracze, którzy w 1987 roku nie mieszkali w Yokosuce i Hongkongu.
Czy ludzie czekający na Shenmue III w ogóle potrzebują recenzji? Wierzę, że znakomita większość wyznawców Yu Suzukiego w ciemno pobiegła do sklepu w dniu premiery albo odebrała preorder. Pod tym kątem to nie jest zwykła gra, ale zjawisko. Bo co znaczy ewentualne narzekanie jakiegoś recenzenta i zniechęcanie do zakupu, skoro zagranie w Shenmue III było przez kilkanaście lat w sferze marzeń. I w końcu można to marzenie spełnić bez żadnych przeszkód. Po kilkunastu latach czekania poznać dalszy ciąg opowieści, która po dwóch grach była daleka od ukończenia.
Zgodnie z obietnicą Shenmue III rozpoczyna się tam, gdzie rozegrał się finał drugiej części. Ryo i Shenhua lądują w rodzinnej wiosce dziewczyny, która jest dla przybysza z Japonii kolejną wskazówką do rozwiązania zagadki kamiennych luster, śmierci ojca itd. Ryo zdążył się już przed laty sporo dowiedzieć, ale pogoń za Lan Di nadal rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. O tym, że losy Shenhuy są powiązane z przeznaczeniem Ryo, wiadomo od dawna. Teraz mamy się przekonać, co to właściwie wszystko znaczy.
Shenmue III wzorem poprzednich części nie spieszy się z udzielaniem odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania. To w dalszym ciągu trzymająca powolne tempo przygodówka z detektywistycznym zacięciem. Ryo w wiosce Bailu (i drugiej miejskiej lokacji) robi praktycznie to samo, co w Yokosuce i Hongkongu. Chodzi po okolicy, zagaduje nieznajomych, szuka wskazówek i próbuje łączyć kolejne elementy układanki. Od czasu do czasu trzeba komuś przyłożyć, zabawić się i pójść do pracy. Nauczyć się nowych technik, trenować w dojo, wybrać się do lombardu. Shenmue III oferuje praktycznie ten sam model rozrywki co dwie pierwsze części. I co najważniejsze – nie uznaje kompromisów i korzysta z mechanizmów, na które dziś patrzy się jak na uciążliwe archaizmy, a nie wspomnienie dawnej świetności.
Cofnijmy się o ponad 20 lat do pierwszych zapowiedzi Shenmue. Yu Suzuki był wtedy prawdziwym wizjonerem z niesłychanie odważnym pomysłem na grę. Jego Shenmue miało być bardzo filmowe i z pełnym voice actingiem. Rozgrywka łączyła w sobie elementy przygodówki, bijatyki, gry fabularnej, ale także symulatora życia. Upływający czas determinował zachowanie NPC-ów, w domu głównego bohatera można było zajrzeć w każdą szafkę, pograć na Saturnie albo skoczyć do miasta na automaty. Zbieranie kapsułek z figurkami stawało się nałogiem, na które przepuszczało się całe kieszonkowe. Ale Shenmue to przede wszystkim konkretna historia rodzinnej tajemnicy, zemsty, poświęcenia i przyjaźni.
Shenmue miało rekordowy, jak na tamte czasy, budżet, zjawiskową oprawę graficzną i ambicję, by zapoczątkować epicką opowieść. Skończyło się na zachwycie graczy, uznaniu krytyków i sprzedaży, która nie mogła zadowolić decydentów z Segi. Ówczesna komercyjna porażka nie ma dzisiaj znaczenia, bo Shenmue pozostaje kamieniem milowym historii gier wideo.
A teraz mamy Shenmue III skutecznie imitujące sequel, który powinniśmy otrzymać wkrótce po premierze "dwójki" z 2001 roku. Poza silnikiem Unreal 4 nie ma tu praktycznie nic, czego można by się spodziewać po współczesnej grze. To prawdziwe modern retro. Już po wczesnych zapowiedziach było wiadomo, że Shenmue III nie wystartuje w konkursie piękności. Modele postaci są proste, animacje toporne, detekcja kolizji kuleje, mimika praktycznie nie istnieje. Pierwsze spojrzenie na wioskę Bailu, obsypane kwiatami łąki, płatki wiśni tańczące w powietrzu, strumyczki, rozpadające się chatki i chińska architektura to naprawdę uroczy widok. Ale technicznie to późne PlayStation 3. Jakakolwiek współczesna Yakuza, duchowy spadkobierca Shenmue, to przy "trójce" miss piękności z bogactwem detali.
Shenmue III to także powrót naiwnych, koszmarnie napisanych i zagranych dialogów. Przykład: Ryo i Shenhua idą i rozmawiają, po czym bez żadnego powodu zatrzymują się (zmiana kamery), wymieniają kolejne niewiele znaczące zdanie i ruszają dalej. I jest to schemat, a nie jednorazowy zabieg reżysera.
Cieszy mnie opcja przeskakiwania do wyznaczonej pory dnia i miejsca, co popycha fabułę do przodu bez konieczności łażenia bez celu w oczekiwaniu na konkretną godzinę (tak było w "jedynce"). Jednocześnie Shenmue III to także powrót specyficznego wyciągania informacji od rozmówców. Tutaj nie ma żadnych znaczników, że wyczerpało się wszystkie opcje dialogowe. Często trzeba zagadywać tę samą osobę po kilka razy, bo dopiero wtedy usłyszymy wszystkie potrzebne wskazówki.
Shenmue III nie mogło się obyć bez kapsułek z kolekcjonerskimi figurkami, które teraz są nie tylko ozdobą na wirtualnej wystawie. Plastikowe ludziki, samochodziki itp. można bowiem sprzedawać w lombardzie. A za pieniądze kupujemy książki z technikami kung-fu do nauczenia czy jedzenie. Ryo musi się odżywiać, bo "życie" ucieka nie tylko po ciosach otrzymanych w walce, ale także przez zwykłe bieganie po świecie. Na szczęście w Shenmue III sposobów na zarobienie pieniędzy nie brakuje. Można rąbać drewno, łowić ryby, zbierać i sprzedawać zioła. Można też próbować zbić fortunę na grach hazardowych. Do pełni szczęścia brakuje tylko opcji pójścia na zasiłek.
Patrząc na Shenmue III okiem współczesnego gracza widzi się zbiór ułomności, archaizmów i topornych rozwiązań. Ale nic z tych rzeczy nie wpływa na odbiór Shenmue III jako gry, która właśnie tak miała wyglądać. Bo dla fana serii to zatrzymanie się w czasie i zignorowanie postępu nie jest wadą, ale intencjonalnym zabiegiem. W Shenmue III gra się tak, jak w sequel, który powinien ukazać się dwie, a nawet trzy generacje temu (najlepiej jeszcze na Dreamcaście). Jeżeli tak spojrzymy na najnowsze dzieło Yu Suzukiego, nie będą nam przeszkadzać naiwne dialogi, które były takie w dwóch poprzednich częściach. To samo z eksploracją, wyciąganiem wskazówek, bieganiem od jednego NPC-a do drugiego. Wszystko jest tak, jak było i jak być powinno. Shenmue III zrobione na modłę współczesnego action adventure nie miałoby kompletnie sensu, bo co innego reboot czy powrót znanej serii po latach, a co innego sequel zrodzony z marzeń i nadziei. A właśnie tym jest Shenmue III.
Do Shenmue III nie powinno się podchodzić jak do nowej gry. Można co prawda zapoznać się z historią opowiedzianą w dwóch poprzednich częściach (w menu jest filmik z fabułą podaną w kilkuminutowej pigułce), ale nie wierzę, że współczesny gracz wchodzący w ten świat dopiero teraz dostrzegł wyjątkowość Shenmue. 20 lat temu ta gra wyznaczała standardy, była wielka, filmowa i zaskakująca. Dziś to ważna lekcja historii i rzecz dla nostalgicznych fanów. Takich, którzy w Shenmue III będą szukać telefonu, żeby wykręcić numer do Ine-san…