Recenzja Love and Monsters. Młodzieżowa radocha na trudne czasy

Kamil Ostrowski
2020/10/24 17:00
0
0

Jeżeli brakuje w Waszym życiu trochę radości, to proponuję zanurzyć się w świecie lekkiej i przyjemnej przygody w świecie potworakalipsy.

Recenzja Love and Monsters. Młodzieżowa radocha na trudne czasy

Jak poradzilibyście sobie z końcem świata? Większości z nas wydaje się, że znakomicie - po obejrzeniu dziesiątek filmów i zagraniu w kilkanaście (o ile nie więcej) gier skupionych wokół przetrwania w apokaliptycznej rzeczywistości mielibyście przecież łeb na karku, wbite do tego łba wszystkie podstawowe zasady, no i oczywiście pamiętalibyście, że największym wrogiem ocalałego, jest inny ocalały. Tak też stara się myśleć o sobie Joel Dawson, który niestety w świecie po końcu świata jest tym, którego w sytuacji awaryjnej paraliżuje strach i który dawno wylądowałby po drugiej strony kurtyny, gdyby nie pomoc życzliwych osób postronnych. W związku z tym w bunkrze w którym stara się przeżyć jest kucharzem i niewiele więcej.

Apokalipsa w Love and Monsters spowodowana została radioaktywnym opadem, powstałym po wysadzeniu bombami atomowymi asteroidy, która zmierzała wprost na Ziemię. W wyniku jego oddziaływania, wiele stworzeń potwornie zmutowała, zmieniając się w tytułowe potwory. Wielkie, naprawdę wielkie potwory. Kto mógł, zszedł pod ziemię - do bunkrów, stacji metra, jaskiń, byle zejść z oczu zabójczym monstrom. Sytuacja staje się dla naszego bohatera nie do zniesienia, kiedy zbiegają się w czasie dwa wydarzenia. Po pierwsze, za pomocą radia udaje mu się odzyskać kontakt z Aimee, swoją dziewczyną sprzed apokalipsy. Po drugie, podczas kolejnego ataku potworów znowu nie popisuje się umiejętnościami bojowymi. Słusznie więc stwierdza, że nic dobrego go już w starym schronie nie czeka i postanowił przebyć pieszo kilkadziesiąt mil, aby odzyskać miłość i nabrać psychologicznej krzepy.

Love and Monsters to typowy film komediowo-romantyczno-przygodowy. Główny bohater po wyjściu z bunkra zaczyna przeżywać przygody. Tutaj spotka parę ocalałych, tam zetknie się z potworem typu A, B lub C, żeby później wpaść do jakiejś dziury czy coś w tym stylu. Wszystko to co prawda w poczuciu zagrożenia życia, ale zaprezentowane z lekkością i bez zadęcia. Napięcie obniża sam bohater i scenarzyści, którzy nie skąpią widzom humoru - raz będzie to dowcipna uwaga, innym razem lekko slapstickowy ruch bohaterów czy po prostu zdziwiona mina. Nie jest to film typowo komediowy i raczej nie będziecie wybuchać śmiechem, ale nieraz uśmiechniecie się pod wąsem.

GramTV przedstawia:

Główny punkt programu stanowią oczywiście tytułowe potwory, które przedstawione zostały jako powykręcane, grubo powiększone wersje istniejącej już ziemskiej fauny. Zwierzątko-monstra z Monster Huntera w porównaniu z tymi z Love and Monsters są malutkie. Na ekranie zobaczycie żabę wielkości sporego czołgu, ślimaka wielkości dwupiętrowego budynku czy kraba, który płynąc ciągnie za sobą statek. Oczywiście pokonanie czy nawet ucieczka w przypadku konfrontacji z takim kolosem, to niemałe wyzwanie. Potwory są jednak fajnie zrobione, efekty specjalne chociaż drugiej klasy, nie rażą sztucznością, a odrobina fantazji twórców sprawia, że jest na czym zawiesić oko, toteż takie starcia ogląda się z przyjemnością.

Konia z rzędem temu, kto znajdzie w obsadzie Love and Monsters więcej niż parę znanych twarzy, a i te znane, prawdopodobnie ledwie będą świtały gdzieś na granicy świadomości. Główną rolę odgrywa Dylan O’Brien, który swego czasu zagrał w Więźniu Labiryntu, pytanie tylko kto poza największymi miłośnikami young fantasy pamięta jeszcze ten film? Wspomniany aktor w Love and Monsters jest przyzwoity, podobnie jak Jessica Henwick w roli jego byłej dziewczyny Aimee. Aktorstwo ogółem można określić jako lekko powyżej przeciętnej. Szkoda tylko, że scenarzyści pożałowali bohaterom przebojowości. Odrobinę charyzmy wprowadza na szczęście Michael Rooer jako Clyde - stary wyga, który ewidentnie na apokalipsie zęby zjadł.

Love and Monsters to bardzo przyjemna odskocznia od rzeczywistości, która na niecałe dwie godziny zabierze Was do innego świata, pozwoli przeżyć przygodę i rozerwać się po ciężkim dniu czy tygodniu. Twórcy bez jakichkolwiek kompleksów tworzą film lekki, ładny i przyjemny, inspirowany klasyką, dostosowany do współczesnych realiów. Ciężko jest go nie polecić, nawet jeżeli mój entuzjazm nie jest gorący, a raczej letni.

8,0
Lekki, łatwy i przyjemny film przygodowy. Czego trzeba więcej na jesienny wieczór?
Plusy
  • Przyjemny "ciężar", a raczej "lekkość" gatunkowa
  • Zrobiony bez kompleksów
  • Nieźle zrobione tytułowe potwory
Minusy
  • Bohaterom brakuje nieco charyzmy
  • Zaledwie niezłe aktorstwo
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!