Po pięciu latach dzielny Jonas Taylor powraca, aby pokonać kolejne olbrzymie rekiny ludojady. Oceniamy, czy tym razem będzie to zabawniejsze, niż za pierwszym razem.
Mój przyjaciel rekin
Pierwsza część The Meg nie była dobrym filmem. Napisany na kolanie scenariusz, papierowi bohaterowie, historia pełna dziur i głupot, a na domiar złego kiepskie efekty specjalne, które bardziej żenowały, niż zachwycały. Ale jakimś cudem wielki prehistoryczny rekin i Jason Statham wystarczyły, aby film zarobił ogromne pieniądze. Widzowie wydali więc werdykt, że amerykańsko-chińska koprodukcja przypadła im do gustu i chcą więcej takich filmów. Zapowiedź stworzenia kontynuacji nie mogła więc dziwić i po pięciu latach Meg 2 wreszcie zadebiutował w kinach. Bez większej promocji, bez większych oczekiwań i nadziei Jason Statham znów wyrusza, aby zgładzić kilka potężnych stworzeń i sam się sobie dziwię, ale muszę przyznać, że tym razem jest porywająco, emocjonująco i zabawnie. Czyli tak, jak powinno być już za pierwszym razem.
Minęło kilka lat od pierwszej walki Jonasa Taylora (Jason Statham) z megalodonem. Mężczyzna pracuje dla Jiuminga (Jing Wu), który bada niedostępną wcześniej dla ludzkich obserwatorów głębie i hoduje jednego z megów. Wspólnie wyruszają w kolejną ekspedycję, odkrywając naturalne miejsce zamieszkania prehistorycznych rekinów. Na pokładzie jednej z łodzi znajduje się nastoletnia Meiying Zhang (Shuya Sophia Cai), córka zmarłej Suyin, która podobnie jak jej matka, ciekawa jest świata skrywanego w głębinach oceanów. Nieoczekiwanie pod wodą znajdują się również pracownicy prywatnej firmy wydobywczej, powodując podwodną eksplozję, która niszczy batyskafy Jasona i Jiuminga. Załoga obu statków musi ruszyć do pobliskiej stacji, zanim megalodony zrobią sobie z nich przekąskę. To jednak dopiero początek wielkich problemów, których rozwiązaniem zajmie się Jonas i reszta ekipy.
GramTV przedstawia:
Meg 2: Głębia nie wstydzi się swojej niepoważnej konwencji. Gdy pierwszy film próbował nieporadnie to tuszować, tak przy drugim twórcy już byli w pełni świadomi, jaki film tworzą. Zmiana ta okazała się kluczowa dla sukcesu drugiego filmu, który nie oszukujmy się, ale wielokrotnie „przeskakuje rekina” i robi to w doskonałym stylu. Produkcji zdecydowanie bliżej do takiej Piranii 3D niż Szczęk, ale nie ma w tym nic złego, gdy twórcy odpowiednio potrafili to wykorzystać. Epickich momentów zaprzeczających wszelkim prawom fizyki jest tu więc na pęczki, a co kolejny to lepszy. Nadal bywa głupio i niedorzecznie, ale tym razem uczyniono z tego bezdyskusyjny atut, dzięki któremu Meg 2 ogląda się z bananem na twarzy.
Twórcy puszczają więc wszelkie hamulce w finale, gdzie Jonas i jego drużyna muszą uratować plażowiczów na Wyspie Frajdy. Akcja jest do granic możliwości przesadzona, wprowadzenie kolejnych przeciwników ma tyle samo sensu, co ucieczka przed megalodonem na skuterze wodnym, a bohaterowie przełamują liczne schematy, czyniąc z tego komediową sztukę. Meg 2: Głębia dostarcza mnóstwo rozrywki, rzecz jasna o ile kupicie tę stylistykę, której bliżej do superbohaterskiego kina, niż poważniejszych akcyjniaków. Nieoczekiwanie seria staje się miłą alternatywą dla Szybkich i wściekłych, pozbawioną nadęcia, niepasującej powagi i wiecznie naburmuszonego Vina Diesela, który z góry skazany jest na porażkę przy szelmowskim uśmiechu Jasona Stathama.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!