Powracająca po latach kultowa bijatyka zaserwowała mi potężną huśtawkę nastrojów. Bawiłem się dobrze, ale…
Co jeszcze nie zagrało w nowym Franko?
Kłopotliwe bywa niekiedy także podnoszenie przedmiotów, takich jak nowe rodzaje broni (atakujemy głównie pięściami, ale dobrze czasem chwycić za kij baseballowy, łopatę czy widoczną na poniższym screenie “nogę manekina”) czy też niestłuczone butelki, dzięki którym regenerujemy punkty zdrowia głównego bohatera (stłuczone mogą posłużyć natomiast jako broń). Można oczywiście nauczyć się z tym żyć i grać tak, by owych błędów unikać. Ale czasem najzwyczajniej w świecie zaliczamy wspomniany już softlock i jedyną opcją jest wówczas wyłączenie i ponownie włączenie gry, nie byłoby to szczególnie problematyczne, gdyby nie fakt, że…
W Skinny & Franko: Fists of Violence nie ma checkpointów, a…
…niektóre etapy trwają nawet kilkadziesiąt minut. Z jednej strony rozumiem decyzję twórców, bo Skinny & Franko: Fists of Violence to oldschool pełną gębą, ale nie żyjemy już w czasach, kiedy to chowało się konsolę do szafy tak, by mama nie zauważyła i licząc, że przypadkiem nie dojdzie do chwilowego wyłączenia prądu i utraty postępów w grze. Z drugiej natomiast samo pojawienie się punktów kontrolnych na ten moment nie jest potrzebne (granie na jednym czy kilku życiach, wszystko zależy od tego, jak nam idzie), ale idealnie sprawdziłaby się tu opcja “zapisz i wyjdź”. Tak po prostu.
Do dziś pamiętam podobną sytuację w zgoła odmiennej od Skinny & Franko: Fists of Violence grze, a mianowicie Kingdom Come: Deliverance (czeski RPG z otwartym światem wydany w 2018 roku), gdzie sejwować można było bodajże po wypiciu specjalnej mikstury, co irytowało graczy. W końcu twórcy się ugięli i dodali właśnie opcję “zapisz i wyjdź”. Gra absolutnie nic na tym nie straciła - wręcz przeciwnie.
Klepanie wszystkich po mordach jest… przyjemne
Skinny & Franko: Fists of Violence ma naprawdę dobry system walki. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się takiej głębi po - bądź co bądź - kluczowym aspekcie rozgrywki. Byłem wręcz przekonany, że otrzymamy raptem lekki i ciężki atak pięściami, możliwość kopania, ewentualny blok i może co najwyżej opcję kontrowania ciosów. Tutaj możliwości jest znacznie więcej, bo możemy chwytać wrogów, ogłuszać ich, rzucać jednym niemilcem w grupę zwyroli, dobijać nieprzyjaciół leżących na ziemi… Dlatego też absolutnie nie obejdzie się bez tutorialu, który - co ciekawe - nie pojawia się w grze na samym początku, musimy wybrać samouczek z menu głównego i przejść go osobno na własną rękę. Jeśli tego nie zrobimy, to niewykluczone, że bardzo szybko odbijemy się od Skinny & Franko: Fists of Violence.
GramTV przedstawia:
Sama udana mechanika starć to oczywiście nie wszystko, bo takie rozwiązanie musi idealnie współgrać z projektem poziomów, a te w Skinny & Franko: Fists of Violence są naprawdę dobrze zrealizowane. Owszem, regularnie obijamy mordy tym samym wrogom, niemniej klony klonów pojawiają się w na tyle zróżnicowanych konfiguracjach, że nie ma mowy o nudzie. Tym bardziej, że regularnie pod nasze pięści czy buty trafiają także unikatowi przeciwnicy zarówno w postaci mini-bossów, jak i pełnoprawnych szefów.
Jak tania flashówka z 2005 roku?
Oprawa wizualna Skinny & Franko: Fists of Violence nie wszystkim przypadnie do gustu, bo jest z pewnością specyficzna. Pod tym względem to taki ubogi krewny Streets of Rage 4, poza tym jeśli liczyliście na grafikę jak chociażby w wydanym w ubiegłym roku Midnight Fight Express, to z pewnością będziecie rozczarowani. Tak czy inaczej - nowy Franko nie wygląda źle, ale mógłby o wiele lepiej, wszak mamy 2023 rok i inne niezależne beat 'em upy prezentują wyższą jakość wykonania aniżeli ta, którą proponują nam autorzy Skinny & Franko: Fists of Violence.
Wspomniany już złożony system walki w Skinny & Franko: Fists of Violence wymusił na twórcach zaimplementowanie wielu unikatowych animacji. Jest ich naprawdę całe mnóstwo, począwszy od ataków, przez ciosy wrogów i reakcje na otrzymywane obrażenia skończywszy. Tym bardziej, że nie tylko bijemy pięściami czy nogami, ale chwytamy za różne narzędzia, a nawet możemy po prostu nałożyć niemilcowi śmietnik na głowę… O ile liczba animacji niekiedy może przyprawić tu o zawrót głowy (plus), o tyle sama ich jakość wykonania pozostawia sporo do życzenia. Szkoda, bo był potencjał na coś zdecydowanie lepszego.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.