Nie filmikami jednak gracz żyje. Choć stanowią one zawsze miły dla oka dodatek, zwłaszcza wtedy, gdy są tak znakomite jak te w Stranglehold, to jednak nie są kwintesencją zabawy. Na szczęście również to co Tequila, a właściwie gracze wyprawiają na ekranie, jest widowiskowe i z pewnością zasługuje na szerszy opis. Zatem do rzeczy.
Tequila Time = Showtime
Podstawową ewolucją, którą wykonuje się po wciśnięciu PPM, jest Tequila Time. Ekran zmienia barwę, obraz staje się nieco rozmyty, a przede wszystkim czas zwalnia, dając nam szansę na wielokrotne celowanie w czasie jednej urokliwej szarży. Efekt kończy się, kiedy wyczerpie się odpowiedni pasek energii, który z kolei odnawia się samoistnie w miarę upływu czasu. W zasadzie wygląda to i działa dokładnie tak jak w obu częściach opowieści o perypetiach Maxa Payne’a. Na szczęście to dopiero początek. Otóż w poszczególnych lokacjach interaktywne elementy zaznaczają się na biało, jeśli Tequila znajdzie się w pobliżu. Wówczas dla przykładu: chyżo wskoczy on na poręcz i będzie biegł po niej w górę lub ślizgał się w dół, rzuci się na wózek, który będziemy mogli skierować w dowolnym kierunku, wskoczy na żyrandol, na którym będzie fikał jak małpka... z tą różnicą, że małpka nie ściska w jednej ręce karabinu maszynowego. Do tego gliniarz potrafi się odbijać od ścian, strzelać zza winkli i słupów oraz ukrywać za różnymi innymi zasłonami. Wszystkie te akrobacje można robić z włączonym lub wyłączonym TT, choć w momencie kiedy w zasięgu luf znajdą się przeciwnicy TT włącza się automatycznie.
Już wspomniane wyżej umiejętności prezentują się niezwykle efektownie, ale na tym wcale nie koniec. Otóż w predefiniowanych momentach gry, bohater w filmowym stylu wpada w typowo filmowy „klincz giwerowy”. Wiecie, o co biega: każdy celuje ze spluwy do każdego, a co niektórzy robią to oburącz. Wówczas czas zwalnia, a kamera zaczyna przeskakiwać od delikwenta do delikwenta, dając nam szanse odstrzelenia mu głowy. Sami również możemy zostać trafieni, więc wskazane jest uchylanie się przed lecącymi kulami w iście filmowym stylu. Taaak, te wstawki są zdecydowanie świetne, choć szkoda, że aż tak wielu ich nie uświadczymy. Wprawdzie trochę to naciągane jak na strzelanie z dwóch giwer niezależnie, a takie były zapowiedzi, ale jest widowiskowo i adrenalina skacze jak Małysz w Zakopanem.
Nawet na tym jednak nie koniec! Otóż do dyspozycji są jeszcze tak zwane Tequila Bombs. Odpowiedzialny za nie pasek ładuje się proporcjonalnie do efekciarstwa akcji, które uskuteczniamy na ekranie. Choć można go również uzupełnić, zbierając żurawie origami, to nie ma ich dużo, więc trzeba się nieźle napocić, by często korzystać z TB. A są nimi cztery następujące zdolności. Health Boost odpowiedzialny za ładownie akumulatorów (w tym celu można korzystać też z rozrzuconych apteczek). Precision Aim, w którym mamy okazję spokojnie przycelować w dowolną część ciała wybranego delikwenta, by po wciśnięciu FIRE zobaczyć iście filmową animację lotu pocisku i trafienia (naprawdę robi to wrażenie!). Z kolei Barrage jest zdolnością, w której Tequila otrzymuje przez kilkanaście sekund zero obrażeń, a sam zadaje je ze zdwojoną mocą. Ostatnia ze zdolności – Spin Attack – to efektowne obroty, w czasie których giną wszyscy znajdujący się w pobliżu wrogowie. Trochę szkoda, że dwie ostatnie umiejętności są w gruncie rzeczy wyłącznie animacjami i nie można w czasie ich trwania oddziaływać na akcję tak jak w przypadku Precision Aim. No cóż...
Jeśli jesteśmy przy strzelaniu, warto też przyjrzeć się narzędziom zagłady i tym, przeciwko którym je stosujemy. Tutaj mamy w zasadzie standard. Pistolety, uzi, karabiny maszynowe dwóch typów, rakietnica. Do tego dochodzą złote pistolety, które mają większą moc niż te normalne oraz znajdowane tu i ówdzie granaty. Większość broni występuje w wersji oburęcznej, ale to nic nowego. Przeciwnikami są głównie Azjaci i Rosjanie. Niektórzy ubrani w kamizelki kuloodporne, czasami wpadający do pomieszczeń na linach, częściej wylewający się dziesiątkami z drzwi, do których my nie mamy dostępu. Inna sprawa to bossowie. Czasami kierują sprzętem bojowym (np. helikopterem), innym razem używają karabinu snajperskiego, ale nie zmienia to faktu, że są... łatwi do pokonania. Nie trzeba nawet stosować wobec nich jakiś wyrafinowanych technik. Wystarczy po prostu zmasowana siła ognia, kilkadziesiąt sekund więcej strzelaniny oraz skoków... i po zawodach. Inna sprawa, że bossowie i ich pomagierzy to postacie przygotowane z niezwykłą dbałością o szczegóły graficzne i prezentują się nad wyraz urodziwie.
Havok gra i buczy
No właśnie. Najwyższa pora na słów kilka o oprawie graficznej i dźwiękowej. Grę napędzają technologie o nazwach Havok i Unreal Engine 3.0, a już to sporo mówi o jakości generowanego obrazu oraz animacji. I w rzeczy samej jest nieźle. Po pierwsze: bohaterowie. Ci momentami przypominają po prostu żywych ludzi. Tyczy się to zwłaszcza Yun-Fat Chow. Na marginesie warto wspomnieć, że świetne wrażenie robi ponowne obejrzenie filmu po skończeniu gry. Eh.... jak ten czas leci. Tam Yun-Fat Chow jak młody wilczek, a tu już dość leciwy, wyraźnie sterany życiem... Jednak nie tylko wizerunek głównego bohatera odwzorowano w drobnych detalach. Wyraźnie widać grymasy twarzy, zarost, zmarszczki, a nawet cieniowanie włosów również u innych postaci. Nieco gorzej odwzorowano palce i dłonie, ale za to wszelkie odblaski i cienie na tkaninach już bardzo dobrze. Druga sprawa to lokacje. Abstrahując na razie od sporej liniowości, trzeba powiedzieć, że wszystkie etapy zostały przygotowane ze smakiem. Wprawdzie w miarę upływu czasu czuje się, że programiści i graficy nieco odpuścili (na początku najwięcej jest miejsc interaktywnych, potem jakby mniej), ale nawet to nie zmienia faktu, że znajdujemy się nadal w stanach wyższych jeśli chodzi o poziom generowanego obrazu.
W czasie naszej przygody trafiamy między innymi na ulice Hong Kongu, upstrzone migotliwymi neonami i różnorodnymi rusztowaniami, które z upodobaniem można zrzucać na głowę siepaczy. W Chicago zwiedzimy ogromne muzeum, którego każda sala charakteryzuje się innymi eksponatami. W gruz obrócimy nie tylko olbrzymie makiety dinozaurów, ale także złocone posągi, stylizowane żyrandole, okazałe akwaria oraz zwyczajne meble, które rozsypią się w drzazgi. A trafimy również do luksusowego apartamentowca, rezydencji głównego bossa i do slumsów. Przy okazji trzeba koniecznie dodać, że graficzna ekstaza (połamane deski, fruwające w powietrzu odłamki murów, czy rozbite na drobinki szkło) idzie w parze z realizmem. W Stranglehold zasłony w postaci obiektów są tylko chwilowe i wrogowie nie mają większych problemów, by się z nimi uporać.
Osobną kwestią jest udźwiękowienie. Generalnie robi bardzo pozytywne wrażenie, przez co świetnie wkomponowuje się w pozostałą równie wysoką całość. Klimatyczna i zmienna jest muzyka. Spokojna w momentach, kiedy zbliżamy się do miejsc akcji, burzliwie zwiększająca tempo, kiedy na ekranie dochodzi do prawdziwej rzeźni. Najfajniejsze są jednak rozmowy naszych przeciwników. Rosyjscy mafiozi mówią angielszczyzną z rosyjskim akcentem, a członkowie triady nawijają z wyraźnie azjatycką naleciałością. Dodatkowo obie nacje używają często swoich narodowych języków, co dodatkowo podkreśla koloryt akcji.
Mogło być lepiej?
Zanim pokusimy się o podsumowanie, koniecznie trzeba wspomnieć o kwestiach, które autorom Strangleholda nie wyszły. A niestety, mimo dotychczasowych superlatyw, jest takich spraw kilka. Podstawowa kwestia to wspomniana już liniowość. Gra nie zostawia zbyt wiele pola na eksplorację, wymyślanie własnych rozwiązań czy alternatywne przejścia. Zaledwie w kilku momentach znajdziemy ukryte drogi do celu, czy skrytki zawierające bonusy. Jest tego zdecydowanie za mało. Oczywiście można wiązać ten fakt z ogromnym „ufilmowieniem” tego akurat tytułu, ale na poziomach, które nam zaproponowano, po prostu się tę liniowość czuje zbyt mocno. Druga sprawa to projekty tychże poziomów. Owszem, jak napisano wcześniej, są ekstremalnie ładne, ale... No właśnie – sporo w nich niewidocznych ścian i miejsc, w których po prostu nie da się wykonać oczywistych na pozór ewolucji. Najlepszym tego przykładem jest skok. Tequila wywija oberki aż miło, robi salta i ślizga się po poręczach, a prostego zeskoku z mostku nie potrafi uskutecznić? Naiwne.
Dla wielu graczy mankamentem będzie również autozapis, który sprawia, że pewne – czasami bardzo ciężkie, fragmenty trzeba przechodzić wielokrotnie. Nie cieszy też niewielka liczba broni ani umiejętności specjalnych - można się było spodziewać czegoś więcej... Najważniejszą jednak bolączką jest fakt, że gra jest po prostu krótka. Siedem etapów nie wydaje się tak rozbudowanych, jak z pozoru można by sądzić. Osiem godzin grania to raczej spacerek, bo grę da się ukończyć szybciej. Finałowe starcie w posiadłości głównego bossa kończy się, zanim na dobrą sprawę poczujemy się miło w akcji. Owszem dostępne są trzy poziomy trudności (plus jeden odblokowywany po ukończeniu gry), ale przecież to nic nowego... Zabawę z tytułem przedłużają nieco możliwe do odblokowania bonusy. Podzielono je na galerię fotek, filmiki oraz bajery do zabawy multi. Najciekawsze są te środkowe, bo nie dość że obejrzymy dość długie pokazy wczesnych wersji kilku etapów, to przejdziemy jeszcze precyzyjny kurs robienia żurawi origami.
Wszystkie te aspekty sprawiają, że ostateczna ocena Strangleholdnie jest wcale łatwa. Tak jak zostało powiedziane na początku – to zdecydowanie tytuł silny, ale czy genialny? Czy na tyle dobry by powiedzieć o nim „gra przełomowa”? Chyba jednak nie. A jeżeli, to może w niewielkim stopniu (ewolucje Tequili, interakcja ze środowiskiem, poziom animacji twarzy). Fani filmu będą uradowani, odkrywając znane z ekranu smaczki (upodobanie bohatera do kadzidełek, żurawie, wózki do jeżdżenia i tym podobne). Jednak w gruncie rzeczy Strangleholdto niestety gra na raz, a do tego dość krótka. Na szczęście o wciągającej fabule i niezwykle wysokim poziomie grywalności. Mieszanka akcji i filmowych ewolucji sprawia sporo satysfakcji, dlatego zagrać zdecydowanie warto. Radzimy jednak nie nastawiać się na prawdziwy „jakościowy” przełom.
Tytuł: Stranglehold
Gatunek: TPP
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo 2.13 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB
Zalety:
+ dynamika
+ filmowość
+ oprawa graficzna i muzyczna
Wady:
- za krótka
- liniowa
Czas na opanowanie: 30 minut
Poziom trudności: zróżnicowany
Producent: Midway Games
Wydawca: Midway Games
Polski wydawca: Electronic Arts Polska
Cena: 139.90
Wersja: angielska
Strona www: http://strangleholdgame.com/