Winter Sports 2008: The Ultimate Challenge oferuje w sumie 15 dyscyplin, w których możemy śrubować rekordy. Są to: narciarstwo alpejskie (zjazd, slalom, supergigant i slalom gigant), skoki narciarskie (skocznia mała i duża), łyżwiarstwo figurowe, łyżwiarstwo szybkie (500 m. i 1500 m.), biegi narciarskie, bobsleje (czwórki i dwójki), saneczkarstwo, skeleton, oraz curling. A jak w praktyce wygląda zabawa? Spieszymy zdać relację.
Generalnie, sterowanie wirtualnymi sportowcami odbywa się za pomocą klawiatury bądź myszki. Rzecz jasna, wszystko zależy od osobistych upodobań, ale nam wydaje się, że gryzoń w tej zabawie sprawdza się gorzej. Klawiatura jest może mniej naturalna, ale przy zasadniczo niewielkim obłożeniu klawiszy, daje się na niej wykonać wszystkie ewolucje. Druga generalna zasada dotyczy startu. W większości dyscyplin (może za wyjątkiem jazdy figurowej i skoków) należy przed rozpoczęciem wyścigu (lub tuż po jego rozpoczęciu) wklepać określoną kombinacje klawiszy, aby osiągnąć jak największą prędkość. I tak, w łyżwiarstwie szybkim musimy przez kilka sekund wciskać naprzemiennie lewy i prawy kursor, aby rozpędzić zawodnika. Z kolei w bobslejach czy saneczkarstwie ważny będzie szybki bieg zawodników, który uzyskujemy, wciskając w odpowiednich momentach enter. Żeby nie było zbyt prosto - obręcz, która wizualizuje momenty wciskania, kręci się coraz szybciej. Natomiast w narciarstwie musimy trafić w jeden określony punkt, aby wybicie sportowca było jak najmocniejsze. W sumie te „startowe manewry” są dość sensowne, bo raz, że sporo jednak od nich zależy (w narciarstwie zyskujemy przy dobrym starcie sporą prędkość, która przekłada się na cenne sekundy), a dwa, że w jakiś tam sposób różnicują poszczególne dyscypliny. Trzecia zasada Winter Sports 2008: The Ultimate Challenge nie jest już może zbyt generalna, a dotyczy sterowania w czasie konkretnej dyscypliny. Tu sprawa jest nieco bardziej złożona i urozmaicona, ale sprowadza się również do kilku zestawów klawiszy. W narciarstwie alpejskim musimy rzecz jasna szusować po stoku (kursory), ale możemy się również pochylić (spacja), by nabrać prędkości oraz zastosować technikę carvingu (D), która pozwoli ciasno i dynamicznie pokonywać bramki. Trzeba przyznać, że taki sposób sterowania jest dość realistyczny. Nabieramy pewnego rytmu, który ma swoje odwzorowanie w zachowaniu zawodnika. Inny przykład – sterowanie na skoczni. Na zjeździe musimy utrzymywać dobrą pozycję dojazdową, którą chce zniszczyć wiatr (kursory), potem następuje wybicie, a następnie znów musimy walczyć z wiatrem, utrzymując właściwą pozycję (kursory), aż do momentu lądowania (enter). Jeszcze inaczej jest w bobslejach. Po starcie sterujemy tam tylko w prawo i w lewo, staramy utrzymywać się w naszkicowanych na błękitno najdynamiczniejszych punktach toru i wychylamy zawodników delikatnie na prawo i lewo (A, D). Najmniej realistycznie wypada chyba na tym tle łyżwiarstwo figurowe. W tej dyscyplinie nie mamy kompletnie żadnego wpływu na zawodniczkę. Jedynie przez wciskanie w odpowiedniej kolejności czterech kursorów sprawiamy, że wykonuje program właściwie. Jeśli się pomylimy, dziewczyna zamiast efektownego skoku - upada na lód. Generalnie, zarówno urozmaicenie dyscyplin, system turniejów, jak i nieco zróżnicowane metody sterowania sprawiają, że gra się dość przyjemnie. Mało tego, jest kilka trybów, które trzeba odblokować, wypełniając założenia tych łatwiejszych. Jednak z pewnością część dyscyplin można uznać za bardziej, a część za mniej udaną. Narciarstwo alpejskie jest dynamiczne, omijanie bramek dość realistyczne, czuje się niemal wiatr we włosach i prędkość na stoku. Miłe są skoki, ale w zasadzie nie ma w nich nic odkrywczego i tego typu rozgrywkę doskonale znamy już z innych gier o tej dyscyplinie. Nieco gorzej wypadają bobsleje, saneczki i skeleton. Głównie dlatego, że są do siebie bardzo podobne i w zasadzie po kilku zjazdach ma się ich już dość. Najnudniejsze – rzecz jasna naszym zdaniem – jest łyżwiarstwo figurowe. System „obsługi” zawodniczki jest dość odrealniony i w zasadzie nie jest związany z tym, co zachodzi na tafli. Mówiąc wprost, nie czuje się ducha tej dyscypliny. Pozostałe jednak rozgrywa się nawet przyjemnie. Winter Sports 2008: The Ultimate Challenge ma również dwa poważne mankamenty, o których koniecznie trzeba wspomnieć. Pierwszym jest słaba oprawa graficzna. Wprawdzie ze świecą szukać gier sportowych z tego gatunku, które zaskoczą nas czymś na miarę Crysisa, ale jednak koszmarnie brzydki wygląd łyżwiarki figurowej może śnić się po nocach. Areny sportowe pełne są wirtualnych kibiców, którzy przypominają raczej kije od szczotek, niż żywych ludzi. Zresztą pod względem aren, gra jest biedna jak mysz kościelna. Każde zawody mają po jednym (!) obiekcie i za każdym razem nań wracamy. Ma to tę zaletę, że można doskonale opanować trasę czy skocznię... Na całej linii poległy również takie stałe elementy jak ceremonie otwarcia zawodów czy odznaczania zawodników. Są sterylne, amatorsko zrealizowane i po pewnym czasie po prostu się je wyłącza. Pod względem graficznym nieco lepiej jest podczas zbliżeń, kiedy to widać uśmiechy i grymasy naszych zawodników, ich stroje i tego typu sprawy. Niezgorzej prezentują się również animacje wirtualnych sportowców. Dla przykładu, narciarz podczas zjazdu układa się tak, jak powinien, łyżwiarka (tak, ta brzydula!) porusza się zgrabnie po tafli, a biegacze zachowują się jak podczas transmisji telewizyjnych. Reasumując ten element gry, mówimy stanowczo „nie” grafice, przy zastrzeżeniu, że animacje wyglądają całkiem, całkiem. Drugim mankamentem zabawy – w zasadzie bardziej śmiesznym, niż wpływającym na poziom satysfakcji, jest komentarz. Obaj komentatorzy dwoją się i troją, siląc na błyskotliwe sformułowania, wymianę zdań, a nawet podawanie pewnych istotnych informacji natury encyklopedycznej, ale wychodzi im to co najwyżej średnio. Mało tego! Najzabawniejsze jest to, że ich słowa – pisząc oględnie – nie do końca odpowiadają temu, co akurat ma miejsce na arenie sportowej. Wyobraźcie sobie moment, w którym wasza bobslejowa czwórka właśnie pobiła rekord na międzyczasie i śmiga w dół aż miło, idealnie pokonując wiraże. A komentatorzy co na to? Na 99% powiedzą wówczas coś w stylu: „z takim czasem nie mają po co pokazywać się na mecie”. Kurczę, może ktoś odwrotnie popodpinał pliki dźwiękowe?! Summa summarum trzeba stwierdzić, że choć Winter Sports 2008: The Ultimate Challenge nie jest z pewnością grą wybitną, którą za kilka lat gracze nazywać będą kultową, to jednak daje sporo satysfakcji. Zwłaszcza, jeśli mamy możliwość rywalizować z żywym zawodnikiem i walczyć z nim narta w nartę czy łyżwa w łyżwę. Na pewno na plus należy zaliczyć grze przystępne, ale nieco zróżnicowane sterowanie, ciekawy system konkursów i wyzwań, spore możliwości konfiguracyjne. Wadami są natomiast słaba oprawa graficzna (usprawiedliwiona nieco niskimi wymaganiami sprzętowymi), śmieszny i męczący komentarz oraz brak urozmaiconych aren sportowych. Najnowsza gra ze studia 49Games to taki sportowy średniak. Ni ziębi ni grzeje, ale popykać można.
Recenzja recenzją, obrazki obrazkami, ale czyż nie warto przy okazji zobaczyć, jak gra wygląda w akcji? Przygotowaliśmy dla Was trzy filmiki - na początek skoki narciarskie, na kolejnej stronie znajdziecie więcej materiałów.
W artykule jako jedna z wad wymieniona jest realizacja łyżwiarstwa figurowego. Nie chcemy, by uznano, iż rzucamy słowa na wiatr - oto prezentacja owej dyscypliny...
Na koniec zaś proponujemy trochę narciarstwa zjazdowego: