Kiedy rogalowe Left 4 Dead spotyka Diablo, to wiedzcie, że będziecie powtarzać tę samą mapę wielokrotnie… aż do znudzenia.
Kiedy rogalowe Left 4 Dead spotyka Diablo, to wiedzcie, że będziecie powtarzać tę samą mapę wielokrotnie… aż do znudzenia.
Northgard to jedna z moich ulubionych gier ostatnich lat. Produkcji stworzonej przez francuskie studio Shiro Games swego czasu wystawiłem solidną dziewiątkę, a później przez ponad rok z okładem chętnie wracałem do tej produkcji, sprawdzając większe i mniejsze dodatki. Czy jest prawdopodobne, że podobnie będzie z Darksburg, najnowszym tytułem stworzonym przez te same ręce? Chociaż bawiłem się przyzwoicie, to jest to… raczej wątpliwe.
Ogólny pomysł na Darksburg jest następujący: gracz musi się wydostać z quasi-renesansowego miasta pełnego zombie, wcielając się w jedną z pięciu ustalonych wcześniej postaci. Każda z nich ma wyjątkowe umiejętności, ale najlepiej by było znaleźć innych śmiałków do kooperacji (maksymalna liczba graczy to czterech), aby wzajemnie się uzupełniać. Przebijamy się przez kolejne, częściowo losowo generowane etapy, a po każdym z nich mamy chwilę na to, żeby zrobić małe zakupy. Brzmi prosto, ale interesująco, szczególnie dla fanów odpierania kolejnych hord przeciwników.
Podczas zabawy akcję obserwujemy z lotu ptaka, z rzutu izometrycznego. Skojarzenia z serią Diablo od Blizzarda są jak najbardziej na miejscu, chociaż w tym przypadku gra jest również delikatnie nacechowana elementami MOBA, a to poprzez umiejętności, z których mamy trzy podstawowe i jedno “ulti”, które ładuje się wraz z łojeniem kolejnych przeciwników. Samo tempo gry bardzo mocno jest związane właśnie z cooldownami i odpowiednim wykorzystywaniem umiejętności, również w kombinacjach, a mniej z młóceniem podstawowego ataku, jak nie przymierzając, właśnie w serii Diablo.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!