Mafia: Edycja Ostateczna jest świetną grą
Ale to niekoniecznie świetny remake. Tak jak pisałem w pierwszych wrażeniach, paradoksalnie największą frajdę z rozgrywki będą czerpać gracze, którzy nie grali w pierwowzór z 2002 roku. Zagorzali fani klasyka bez problemu zauważą mniejsze lub większe zmiany w mechanice rozgrywki, konstrukcji misji czy też sposobie prowadzenia, bądź co bądź wciąż fenomenalnej, historii. Jeżeli w tym momencie przerwaliście czytanie, by zobaczyć notę końcową, to uprzedzam – możecie śmiało dodać jedno oczko, jeśli nie mieliście do czynienia z oryginałem i odjąć punkcik w sytuacji, gdy 18 lat temu zagrywaliście się w dzisiaj już ponadczasowy hit autorstwa nieistniejącego Illusion Softworks.
Skoro już mowa o firmach, to warto zaznaczyć, że stworzenie remake’u pierwszej Mafii powierzono studiu Hangar 13, a więc ekipie odpowiedzialnej za niezbyt udaną Mafię III. Po ogłoszeniu tego wydania mieliśmy wiele obaw, czy aby na pewno to dobry pomysł. Teraz, po spędzeniu około 20 godzin z nową wersją klasyka bardzo się cieszę, że powstała jego nowa wersja, ale… No właśnie, zawsze są jakieś „ale”, prawda?
Ponadczasowa opowieść
Mafia: Edycja Ostateczna przedstawia losy Tommy’ego Angelo. Tuż po obejrzeniu fenomenalnego filmiku wprowadzającego z zapadającym w pamięć motywem przewodnim (identycznym, jak w oryginale, choć nagranym zupełnie od nowa w dość nietypowych okolicznościach) widzimy na ekranie postać detektywa Normana, który udaje się do jednego z barów, gdzie czeka na niego właśnie główny bohater. W pierwowzorze było zupełnie odwrotnie – to właśnie nasz protagonista wchodził do knajpy, by spotkać się ze stróżem prawa.
W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że takich niewielkich zmian jest znacznie więcej. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy grali w Mafię i sami chcieliby odkrywać fabułę podam tylko jeszcze tylko dwa przykłady. W końcowej fazie kampanii to, co w wersji z 2002 roku było początkiem jednych z etapów, tutaj doklejono do końca poprzedniej misji. Innym razem natomiast bierzemy udział w jakimś wydarzeniu bezpośrednio, podczas gdy w Mafii: The City of Lost Heaven jedynie otrzymywaliśmy wiadomość na temat przebiegu owego fragmentu misji. Wróćmy do fabuły.
Całość zrealizowano w formie retrospekcji, dlatego też co kilka misji wracamy do baru, gdzie Tommy Angelo wciąż opowiada swoją historię detektywowi. Akcja rozpoczyna się w 1930 roku, bo właśnie wtedy nasz protagonista był jeszcze zwykłym taksówkarzem. Pewnej nocy, kiedy zrobił sobie przerwę na papierosa, podbiegło do niego dwóch gangsterów, którzy starali się zgubić pościg. Nie mając wyjścia zrobił wszystko, by pomóc im w ucieczce, a następnie w podzięce otrzymał od don Salieriego grubą kopertę z pieniędzmi (wystarczyło nie tylko na naprawę samochodu, rzecz jasna). Starając się wrócić do swojego codziennego życia szybko został zaatakowany przez członków drugiej rodziny mafijnej Morello, więc nie pozostało mu nic innego, jak uciec właśnie do baru Salieriego. O dalszym byciu taksówkarzem nie było już mowy, więc Tommy – że tak to ujmę – znalazł sobie nową pracę…