Nemesis powraca! Jeszcze bardziej niebezpieczny, klimatyczny i z nowymi rozwiązaniami. Czy Adam Kwapiński przebił sam siebie, wyprowadzając Nemesis: Lockdown na nowe szczyty?
Wykonanie Nemesis: Lockdown pozostało na najwyższym możliwym poziomie. Figurki dopracowane są w najmniejszych szczegółach i spełniają swoją najważniejszą rolę: budzą grozę i niesamowicie budują klimat gry. Plansza i kafle pomieszczeń mają może nieco surową szatę i kolorystykę, ale tu chodziło przede wszystkim o wywołanie efektu mroku, co zresztą się całkowicie udało. Karty to element, nad którym mógłbym się zachwycać bez końca. Gruba faktura, połyskująca warstwa i przepiękne kompozycje graficzne - czegóż chcieć więcej?! Znaczniki i żetony również wykonane są z pomysłem i starannością. Wśród nowych elementów w Lockdownie najistotniejszym są liczniki życia obcych, dalece bardziej praktyczne od znaczników ran z Nemesisa. Wypraska na drobne komponenty również została lepiej zaprojektowana - przypomina tę z This War of Mine. Większość rzeczy ma tu własną przegródkę, dzięki czemu dobieranie i sortowanie znaczników i żetonów jest szybkie i wygodne.
Warto czy nie warto?
Jedną z największych wad Nemesis: Lockdown jest cena gry - znacząco wyższa niż oryginału. Nawet biorąc pod uwagę inflację, wyrobioną już markę i zmiany ubogacające rozgrywkę zapewne niewiele jest osób, które taką kwotę są gotowe wydać bez większego zastanowienia. Najtrudniej tytuł ten byłoby mi zarekomendować osobom, które mają w swojej kolekcji Nemesisa i nie zamierzają się z nim rozstawać. Owszem, nowe mechanizmy wykonują kapitalną robotę pod wieloma względami (zwłaszcza zasilanie), ale w gruncie rzeczy to wciąż ta sama gra. Jeśli jednak jako posiadacze oryginału potrzebujemy jakichś nowych bodźców, Lockdown okaże się strzałem w dziesiątkę. W ramach wypracowanego modelu rozgrywki udało się wprowadzić na tyle dużo nowinek, by zaprawieni w kosmicznych bojach gracze zdecydowanie poczuli różnicę. Zwłaszcza, że sporo zmieniło się też na kartach przedmiotów i w funkcjach dostępnych pomieszczeń.
A po którą grę powinny sięgnąć osoby, które do tej pory nie miały do czynienia z Nemesisem? To już tak naprawdę kwestia preferencji. Trzeba pamiętać, że nawet oryginalna wersja jest grą złożoną, wymagającą dogłębnej analizy zasad. Mniej wprawionym graczom przez nawet kilka rozgrywek mogą się one wydać nie do końca jasne (jak choćby kwestia rozróżnienia spotkania z obcym od walki czy dociągania żetonu z kolonii po feralnym rzucie na szmery i w ostatnim kroku fazy wydarzeń). Lockdown do tego skomplikowania dokłada jeszcze kolejne warstwy. Jeśli boicie się, że może to wszystko okazać się zbyt przytłaczające, lepszym rozwiązaniem okaże się zapewne podstawowy Nemesis. Oba tytuły są jednak wyborną propozycją dla miłośników gier przygodowych i klimatu grozy.
Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na tytułowe pytanie: czy najlepsza polska planszówka stała się jeszcze lepsza? Pod pewnymi względami na pewno. Rozgrywka ubogacona o system zasilania, punkty wiedzy czy alternatywną stronę planszy zyskuje nową energię. Nie wszystkie nowości się jednak do końca sprawdzają, a część starych problemów pozostała nierozwiązana. Ratowanie się poprzez kapsuły SWC jest obarczone zbyt dużą losowością. Można by to jeszcze przyjąć w zaproponowanej formule gdyby nie fakt, że pomieszczenie, w którym można podejrzeć żetony kapsuł (określają kto zostaje uratowany - o ile w ogóle ktoś) nie jest obowiązkowe, przez co może w ogóle nie pojawić się w grze. A wówczas wchodząc do kapsuły zdajemy się wyłącznie na ślepy los. Za dużo kombinowania jest ponadto z żetonami planów awaryjnych. Można się też zastanawiać, czy Nemesis: Lockdown nie wypadłby jeszcze lepiej, gdyby wprowadzono istotne modyfikacje w rasie obcych. Zmiana nazwy przy pozostawieniu identycznej struktury gatunkowej wygląda trochę jak pójście na łatwiznę. Pomimo tych niedociągnięć Nemesis: Lockdown pozostaje wybornym survival horrorem, zapewnia masę przeżyć w każdej rozgrywce i wygodnie rozsiada się na tronie polskich gier planszowych - może nie samodzielnie, ale w towarzystwie swojego starszego brata.