I mam nadzieję, że nie ostatnia, bo Road 96: Mile 0 to niezwykle udany prequel Road 96.
Najpierw Road 96, potem Mile 0
W ubiegłym roku na łamach serwisu gram.pl mogliście przeczytać moją recenzję gry Road 96, która otrzymała ode mnie 8 punktów w tradycyjnej dla nas 10-stopniowej skali. Niedługo musiałem czekać na kolejną odsłonę cyklu autorstwa studia Digixart, bowiem niedawno na rynku zadebiutował prequel Road 96 zatytułowany Road 96: Mile 0.
Czy znajomość oryginału jest wymagana? Niekoniecznie, ale granie najpierw w recenzowaną grę, a dopiero później “w podstawkę” nie ma większego sensu, bo nie wyłapiecie licznych nawiązań do Road 96, które są obecne w Mile 0.
Bez spoilerów!
Jako że Road 96: Mile 0, tak samo zresztą jak Road 96, to przede wszystkim narracyjna przygodówka, choć tutaj wzbogacona o liczne elementy zręcznościowych gier muzycznych, nie chciałbym pisać nic konkretnego na temat fabuły poza kilkoma ogólnikami. Śledzimy tutaj losy znanej z Road 96 dziewczyny imieniem Zoe, a także pojawiającego się w Lost In Harmony: Kaito's Adventure Kaito.
GramTV przedstawia:
W trakcie zabawy na ekranie zobaczymy ponadto zupełnie nowe twarze, a także bohaterów z Road 96, których obecność w Mile 0 jest oczywiście uzasadniona fabularnie. Warto dodać, że historia osadzona ponownie w dyktatorskiej Petrii, a konkretniej w mieście White Sands, rozkręca się dość wolno, choć kiedy już dowiemy się, o co tak naprawdę chodzi, ciężko oderwać się od ekranu. Tym bardziej, że napisy końcowe można zobaczyć po niespełna pięciu godzinach zabawy. Road 96: Mile 0 jest więc o połowę krótsze od Road 96.
Idealny prequel dla każdego fana Road 96
Road 96: Mile 0 od razu na początku daje nam jasno do zrozumienia, że jest grą mniejszą niż Road 96. Z jednej strony mamy tu trochę swobody, bo z naszej bazy wypadowej możemy udać się w różne miejsca (to najważniejsze dla przebiegu historii jest oznaczone specjalnym kolorem), z drugiej natomiast historia ma znacznie bardziej liniowy charakter. Nie otrzymujemy tu bowiem zlepku - pozornie przypadkowych - scenek, które z czasem umiejętnie zaczynają się ze sobą łączyć, ale mimo wszystko i tak nieustannie eksplorujemy niewielkie lokacje, rozmawiamy z napotkanymi postaciami i dokonujemy wyborów, które wpływają na dalszy przebieg opowieści.
Mechanika rozgrywki jest na szczęście dość prosta. Zresztą gracze, którzy mieli do czynienia z Road 96 doskonale zdają sobie sprawę, że nie o gameplay tutaj chodzi. Ponownie kwestie dialogowe nie zostały umieszczone u dołu czy też z boku ekranu, ale zawieszone gdzieś w powietrzu tuż obok postaci wypowiadających dane słowa; tak samo jest zresztą z interaktywnymi elementami. Choć gra nie wskazuje nam palcem, dokąd pójść i co można zrobić, za sprawą niewielkich mapek trudno się tutaj zgubić. Ponadto zrezygnowano z mechanik survivalowych, pojawił się za to widoczny w lewym górnym rogu ekranu pasek przedstawiający nastawienie postaci względem sytuacji w Petrii.
W gram.pl od 2008 roku, w giereczkowie od 2002. Redaktor, recenzent. Podobno dużo gra w Soulsy, choć sam twierdzi, że to nieprawda. To znaczy gra, ale nie aż tak dużo.
Dla mnie za krótka, historia niezbyt ciekawa, gameplayu prawie zero (chodzimy i zdzieramy plakaty), a zręcznościowe wstawki z jazdą tylko frustrują - żadnego nie udało mi się przejść bez umierania, a pozostałe zbierałem może z 5-10% punktów pomimo zebrania 90% diamencików (ale cóż z tego jak kombo się resetowało i zamiast miliona miałem kilka tysięcy punktów).