Niechaj smażą się w Dziewięciu Piekłach wszyscy, co w Larianów nie wierzyli. Chyba.
Wiecie, co mnie nadal trzyma przy naszej branży? To, że podczas gdy wszyscy “wielcy” skupiają się na tworzeniu gier-klonów, gier-usług, mobilnej patologii, czy masowej już produkcji remasterów i remake’ów, są jednak wciąż ekipy, które nadal Tworzą. I to nawet niekoniecznie rzeczy przełomowe, czy wyznaczające nowe trendy, ale po prostu nowe. Grywalne, udane, rozbudowane, ambitne i kompletne gry dla fanów. Często przy okazji potrafiąc wskrzesić niegdyś znaną, popularną, a dziś kultową markę, która pokryła się nieco patyną i kurzem. Ostatnio mogę mówić o sporym szczęściu, bo w krótkim czasie powróciły dwie takie, uwielbiane przeze mnie marki: Jagged Alliance i właśnie Baldur’s Gate. Pierwsza gra okazała się wyśmienita, będąc godnym następcą kultowych poprzedniczek, o czym napisałem w swojej recenzji. A nowy Baldur? Też. Jak napisałem w tytule - z godnością i humorem.
Tak, czy inaczej - w ramach wstępu - kilka najbardziej ważnych dla mnie elementów Baldur’s Gate 3, które według mnie zasługują na największe podkreślenie i potencjalne przekonanie lub zniechęcenie do gry zarówno fanów, jak i tych co pierwszy raz. Wierzę w zapewnienia, że gra jest wielka, bo już po pierwszym rozdziale widać, że mają rozmach Lariany. W tym dobrym sensie, że nie tania epickość, ale właśnie, że dużo wątków, historii, postaci, miejsc, dbałość o detale i budowanie nastroju. Fajne jest też, to, że wiele rzeczy tu po prostu możemy, ale nie musimy. Mamy alternatywne ścieżki w zadaniach, czasami nawet poukrywane zadania, nieoczywiste motywy, które odkryjemy tylko dzięki eksploracji, rozmowom, czy odpowiednim umiejętnościom postaci. Sprzyja temu też znacznie większa, niż w jakiejkolwiek innej grze w Zapomnianych Krainach interakcja z otoczeniem, która wpływa równie znacząco na walki.
Tych jest sporo, ale na szczęście nie mniej ważne, niż umiejętność machania mieczem, czy rzucania czarów jest prowadzenie rozmów, które pozwolą nam uniknąć niepotrzebnych potyczek. A dosłownie każdy bohater niezależny w BG 3 został udźwiękowiony i ma normalne okno konwersacji. Tak, nawet, kiedy wypowiada dwa, trzy zdania. Walki bywają wymagające już na normalnym poziomie trudności, więc trzeba przede wszystkim dobrze poznać mechanikę - dość rozbudowaną i skomplikowaną. Muszę tu też dodać, że różni się ona w detalach od wersji vanilla z podręczników D&D 5ed, ale generalnie jest jej bardzo wierna. Co ciekawe choć większość zmian uważam za sensowne i dobre, jest też kilka, które ciężko mi zaakceptować - na przykład bardzo brakuje mi klasycznej mechaniki “overwatch” oraz chowania się za przeszkodami. Że niby zmniejszyłoby to dynamikę? Nie łykam tego tłumaczenia, w Jagged Alliance 3 działa to przepięknie, a tam prawie nie ma starć wręcz. No i troszkę boli mnie ograniczenie liczebności drużyny do czterech osób, ale biorąc pod uwagę fakt, że 5ed jest skrojona pod takie właśnie, nieduże drużyny, w pewnym stopniu to rozumiem.
Najważniejsze jednak, że gra ma dla mnie absolutnie baldurowy nastrój. Wbrew wieszczeniu wszystkich malkontentów, to jest prawdziwy i godny następca wielkich poprzedników. Lariani doskonale czują klimat, bawią się swobodnie lore świata, lepiąc z niego prawdopodobnie jeden z najlepszych “izometrycznych” erpegów ostatnich lat, w którym od samego początku większą wagę przywiązuję właśnie do rolplejowania, a nie cyferek. Bywa poważnie, bywa smutno, bywają nawet momenty podniosłe, ale sporo tu też humoru i to bardzo smacznego, niewymuszonego. Dziś nikt lepiej by tego nie zrobił.